wspomina
Wojciech Płoszajski
ur. 02.08.1938
BIOGRAFIA
Urodzony w sierpniu 1938 roku. Wywodzi się z rodziny od trzech pokoleń pracującej w zakładach Poznańskiego. Dziadek, Adam Śmigalski, był majstrem w tkalni. Ojciec, Antoni Płoszajski, był głównym kasjerem zakładów. Antoni był także członkiem sekcji strzeleckiej klubu sportowego przy zakładach fabrycznych IKP. Wojciech dzieciństwo spędził w Łodzi, w famułach na ulicy Ogrodowej. Pracował 20 lat w zakładach „Marchlewskiego”, potem – wciąż formalnie będąc zatrudnionym u „Marchlewskiego” – pracował w ŁKS-ie, który wówczas był pod „opieką” zakładów.
Tu były ulice. Na przykład Tkacka, Przędzalnicza, Wykańczalnicza. Tu były ulice. To normalne było...
Tu była jedna portiernia, stara, od ulicy Gdańskiej, gdzie tylko wchodzili pracownicy fizyczni, i umysłowi mogli też wejść, natomiast portiernią pierwszą tylko wchodziła kadra i urzędnicy. Tą, która jeszcze tu istnieje.
Muszę powiedzieć, że kiedy tu wchodzę, to odżywa to wszystko, co było dla mnie jako dzieckiem w zakładzie, ja tu żyję, ja tu widzę wszystko, spotykam kolegów na tych spotkan...
więcej
Ja mieszkałem na Ogrodowej 28, gdzie było 12 korytarzy i w każdym korytarzu 24 mieszkania. Godzina policyjna, chyba była od 19ej albo od 20ej, była zamykana brama. I latem się odbywało życie towarzyskie. Grano w karty w „proferansa”, hodowano rybki, i życie było na tym podwórku. Takie szczury latały, półmetrowe. Bo tam była publiczna ubikacja. Każde piętro miało jedną kabinę. Czyli na cztery mieszkania. To nieważne, czy było w mieszkaniu 6 osób czy 3 osoby, ale na jedno. Szczury taki...
więcej
W tym zakładzie przepracowałem 28 lat, jest dyplom, mój ojciec czterdzieści parę lat, moja... Po kolei: ojciec był potem był głównym kasjerem zakładu Marchlewskiego, wujek był w straży, ale jakie stanowisko, nie wiem, jego syn to był kierownikiem wydziału przygotowawczego przędzalni średnioprzędnej, jego brat był majstrem, dziadek pracował na tkalniach jako salowy, babcia jakiś okres czasu pracowała na snowalni, czyli taki oddział przygotowawczy tkalni, moja kuzynka pracowała jako laborant...
więcej
Kiedy ja zaczynałem pracę, to jeszcze była transmisja, gdzie szły takie pasy i pasy ciągnęły poszczególne maszyny. Ja dostałem salę, kiedy już wprowadzili nowe maszyny, tak zwane P-70, to były czeskie, a my żeśmy pracowali na howardach i platach, przedwojennych maszynach angielskich. Rzecz polegała na tym, wytwarzaliśmy produkt do dalszej produkcji. Czyli inaczej mówiąc, jeżeli przywieziono tę bawełnę z Egiptu na oddział przygotowawczy, i na tak zwaną trzepalnię, stamtąd wychodził jako nitka. Ni...
więcej
Było bardzo, bardzo gorąco, to dowozili nam, mieliśmy kawę, mieliśmy miętę i mieliśmy maślankę latem. Ale oprócz tego, jak były duże upały, to przywozili sztuczny lód i kładli lód, ponieważ gorączka była taka, że kobiety mdlały. To w tym układzie kobiety właściwie, jakby to pani wytłumaczyć, pracowały w halkach. Tak to nazwiemy rzecz po imieniu. Bo była taka gorąc.
więcej
Majster, rzecz polegała na tym, że jak ja przychodziłem do pracy, to kolega mi zdawał zmianę. I mówił, masz tą maszynę popsutą, ale to nie to, że on, masz popsutą, ale ja ją muszę zrobić. Nim ja poszedłem do domu, nie mogłem zostawić koledze maszyny popsutej, ja musiałem ją skończyć i iść do domu. Bo pani, która przychodziła do pracy, ona przychodziła zarabiać na chleb. A jej maszyna popsuta powodowała ilość mniejszą kilogramów przędzy. Gdzie było jej. Ale były sytuacje, gdzie jedna pani drugiej...
więcej
Życie odbywało się we famułach i na boisku „Bawełny”. No, boisko „Bawełny”. W zakładzie odbywały się tak zwane turnieje, rywalizacja między zakładami, przędzalnia na tkalnię, tkalnia na wykańczalnię, wykańczalnia na mechaniczny. Były takie mecze, były biegi, rzuty, organizowane dla ludzi z zakładu pracy. Zakład miał własną szkołę przyzakładową, własny żłobek, własne przedszkole, jak matka szła, tylko ja teraz nie przypominam sobie, czy żłobek był też w nocy, w każdym razi...
więcej
Kiedy zlikwidowano stołówkę w „Popularnym”, założono stołówkę na terenie zakładów, tutaj jak jest straż, niedaleko stąd. To tu przeniesiono stołówkę, z tym że u nas było można wykupić sobie całotygodniowe, ewentualnie jednorazowo, bardzo dobre obiady. I to były chyba albo w trzech albo w pięciu rodzajach, to znaczy, można było wybrać sobie. I ludzie, którzy szli po południu albo schodzili ze zmiany, się u nas stołowali. Mieliśmy własny PGR, z tego co ja pamiętam. Organizowano wykopki...
więcej
Na zakładzie, jak ja przyszedłem do pracy, to pociąg chodził, który dowoził surowce, dowoził bawełnę, konie rozwoziły po terenie. A w ogóle życie, jak deszcz padał, to się toczyło w kanałach, pod zakładem są duże kanały. Kanały, które prowadzą do tkalni, do wykańczalni i życie odbywało się w czasie deszczu pod ziemią. Bo nikt nie chciał chodzić po deszczu, tylko szedł pod tym. I wychodził, tu było wyjście, tam było wyjście przy odpadkowej. A jeszcze, ponieważ któregoś razu mieliśmy jakieś wesele...
więcej
Stawy Arnolda to były, jakby dzisiaj było dojście ulicy Włókniarzy do ulicy Zgierskiej, w tym klinie. Tam był staw, były łódki i tam żeśmy szli się wykąpać, popływać. I kiedy żeśmy szli, to chodzili, to było jak dziś, pamiętam, plac ogrodzony, stali SA, czyli te „żółtki” tak zwane, w tych mundurach SA. Jak my idziemy, a obok była ulica, patrzymy, ustawiają ludzi Ale nie wiedzieliśmy, czy wyprowadzili z Radogoszcza ludzi do roboty, czy jest łapanka. I idziemy wzdłuż płotu, mamy ...
więcej
Kiedy po wyzwoleniu 19 stycznia, tak jak wyszliśmy tutaj spod tej przędzalni, bo moja mama była z ojcem tu we famułach w domu, bomba uderzyła pod 30-tym na Ogrodową, uderzyła i rozbiła dom, druga uderzyła na róg Legionów i Zachodniej, to tam pięciu ludzi zginęło i tam odcięto cały dom, to się dowiedzieliśmy, że zostało spalone Radogoszcz. Moja mama nie chciała pójść, ojciec mnie wziął za rękę i poszliśmy zobaczyć zgliszcza płonące, jeszcze płonące zgliszcza ludzi spalonych w Radogoszczu. Ja miał...
więcej
Ja uczyłem się na takich krosnach, w latach '60-tych, jak zaczynałem moją przygodę z włóknem, właśnie na tych rewolwerach i pokazywałem tutaj takim... kursantom, bo proszono mnie, żebym im parę rz...
więcej
Poszliśmy do zakładów „Wiosna Ludów”. Weszliśmy na tę tkalnię, to mój kolega uciekł, dlatego że hałas, kurz. Dość ciekawe, taka sytuacja. On uciekł, a mnie jakoś hałas nie przeszkadzał, a ...
więcej
Zacząłem sześćdziesiąty trzeci czy czwarty rok. To były kiedyś zakłady „Włady Bytomskiej”, a potem przemianowano na "Duboisa". To tam zacząłem od szeregowego pracownika, musiałem...
więcej
Pracę zawodową rozpocząłem dość wcześnie, bo miałem czternaście lat. Poszedłem do pracy w włókiennictwie. To z dziada pradziada w sumie. Dziadek był włókniarzem, bo sprowadził się do Łodzi gdzieś koło...
więcej
No tak, jak mówili - "Łódź włókiennicza". Przeważnie pracowali w przemyśle włókienniczym ludzie. Nawet jeśli to był przemysł włókienniczy, to tam też byli ślusarze i tokarze, którzy pracowal...
więcej
Za czym zaczęto zamykać fabryki, to pamiętam, tylko nie pamiętam dokładnie roku - siedemdziesiąty, siedemdziesiąty pierwszy, zaczęły się strajki. Strajki dlatego, że no zarobki, jak mówię, były pod ps...
więcej
To był przemysł bawełniany ZPB, czyli bawełna przychodziła ze Wschodu. Najwięcej wtedy, jak to się mówi, ze Związku Radzieckiego. Natomiast też był surowiec przywożony, jak pamiętam, z Egiptu. To była...
więcej
Z takich udogodnień, które były wtedy wydawane, to mieliśmy herbatę i kawę zbożową. No i otrzymywaliśmy raz w miesiącu takie bony do łaźni, że można było iść pod prysznic i do wanny. To raz w miesiącu...
więcej
Może z dziadkiem to nie tak, bo on tylko wspominał właśnie. Bo on z Piotrkowskiego w ogóle pochodził gdzieś. Nie wiem, z jakiej tutaj wioski, ale wtedy był trend. Łódź się zaczęła rozwijać. Były to fa...
więcej
Wycinek z Gazety Łódzkiej wydawanej pod okupacją niemiecką, informujący o przygotowywaniu spisu surowców włókienniczych.
W celu tym ustanowiono powiernika dla surowców włókienniczych, a jego biuro mi...
więcej