Mama moja pracowała w Pabianicach w zakładach bawełnianych, ja szkołę skończyłam podstawową w Kolumnie i później przyszłam w siedemdziesiątym pierwszym roku. Mąż poszedł do wojska, a jeszcze nie był m...
Dowóz pracowników z poza miasta
lata | 1990 dodano | 24.04.2020
dodał(a): Rafał
Siedemdziesiąte, osiemdziesiąte. Przywoził gdzieś tam z Widawy, gdzieś z Patok. Jeszcze tam, jeszcze kawał był drogi chyba z Zelowa też jeszcze, czyli daleko. I swoimi autokarami przywoziliśmy ludzi do pracy, czyli oni mieli o tyle dobrze, że jak wykopki to mieli urlop, bo wykopki, żniwa nie przychodzili do pracy, no bo żniwa, tak zwani chłoporobotnicy. Mało tego, jak autobus po nich nie przyjechał, z różnych względów, mieli płacone, mimo że ich w pracy nie było. Dla nas miejscowych takich przywilejów nie było, bo dzień nieobecny, nieusprawiedliwiony, no to wiadomo z czym się wiązał, o! To mniej więcej tak, to wyglądało, że na prace polowe, jak były, to tych ludzi już praktycznie nie było. Jak było tak ciężko wtedy, lata siedemdziesiąte i osiemdziesiąte, z jedzeniem, bo nic przecież nie było. W sklepach niczego prócz octu. No to ci ze wsi przywozili nam, no i pamiętam, no niezbyt przyjemną, ale jedna taka pracownicamówi, wszystkie pierścioneczki nam pooddajecie za jedzenie, bo my się wyżywimy, a wy z głodu będziecie umierać. Tak, że tacy to byli ludzie, że mieli dochód z ziemi i jeszcze tutaj, tak, że no różnie było.
B: A był taki antagonizm miedzy miastem a wsią? Tak jak z tym przykładem.
ZK: To znaczy generalnie nie, ale były jednostki tego typu, które po prostu nie były lubiane i po prostu, no omijało się je, bo były i zazdrosne, bo kobiety tutaj te nasze potrafiły przyjść półgodziny wcześniej, jak maszyna była wolna, na przykład, to one włączały tą maszynę i żeby więcej zarobić, już pracowały, prawda, wcześniej. Tak, że, a, a tamte no niechętnie pracowały. Najchętniej to by się obijały, no taka była prawda, bo jak się w polu narobiła, w gospodarstwie, to tutaj przyjeżdżała wypocząć. One zwykle miały prace takie pomocnicze, że i posiedziała sobie, tak zwane konserwatorskie, że na przykład czyściły maszyny, na postoju, czy tak był taki oddział wałkowni, tak się nazywało, gdzie tam właśnie różne takie elementy robiono do maszyn, takie ruchome, tak że one raczej tam taką lżejszą pracę i siedzącą z reguły. No a te nasze miastowe, że tak powiem takim określeniem, zasuwały jak małe samochodziki, naprawdę.
Autor:
Agata Zysiak
Licencja:
Creative Commons
Alba, jak ja przyszłam, to była jedna stara tkalnia, jedna stara przędzalnia, nie dwie przędzalnie, jedna nowa, a druga przędzalnia. W międzyczasie wyburzono starą tkalnię, postawiono nową szwedzką ża...
Zakład był bogaty, bo mieliśmy swój ośrodek w Drzewocinach kolonijny, wypoczynkowy dla pracowników. Również mieliśmy tam takie domki góralskie. Co tam jeszcze w tych Drzewocinach? Był basen o wymiarac...