Upadek zakładu

Tak, że był to duży zakład, naprawdę duży zakład i dopiero zaczęło się sypać, jak wszystko w tych przemianach. Długo się ratowaliśmy. Naprawdę długo, bo dopiero na początku dwutysięcznego roku już to wszystko zaczęło. Koniec lat dziewięćdziesiątych, początek dwutysięcznego roku. Wszystko zaczęło już tak naprawdę padać, a tak to do tej pory jakoś się ratowaliśmy. Oczywiście mieliśmy swoje wydział mechaniczny, że oni dorabiali części, remontowali maszyny i tak dalej, i tak dalej. Swoją, to znaczy kotłownię, jak to nazwać, no niby kotłownia, ale ona też ogrzewała, mieliśmy ogrzewanie wewnątrzzakładowe, tak? No to tak z grubsza historia zakładu. Ośrodek kolonijny przejął Ziółek, czyli Kościół, bo nas podatkami zjedli, a oni nie płacili podatków i wzięli za darmo. No i wszystko tak po kolei, po kolei padało. Tak z grubsza, a mieliśmy klub zakładowy, widzi pani, nie powiedziałam, bardzo ważna sprawa. W zakładzie, ale to w latach sześćdziesiątych i początek siedemdziesiątych była jedyna w kraju opera amatorska zakładowa, to był u nas właśnie wśród i grali pracownicy zakładu. Była w tym klubie biblioteka mieliśmy, prawda, ogromną działalność jeżeli chodzi o Polski Czerwony Krzyż, mieliśmy klub honorowego krwiodawcy, którego przez jakiś czas byłam szefem. To znaczy już do końca. No i co tam jeszcze. O bibliotece mówiłam, prawda?