akłady radiowe miały takie trzy sektory produkcyjne, tak to nazwijmy. Gramofony. To były albo pojedyncze mechanizmy, które były sprzedawane do zakładów radiowych Diora w Dzierżoniowe, do Kasprzaka w W...
Flaki, pożar w Fonice
lata | 1990 dodano | 24.04.2020
dodał(a): Rafał
Ta sytuacja ciągnęła się bez rozbudowy, bo minister mówił, że jak już nam dowalą, powiedział, że da pieniądze, no to niech rząd da, a rząd mówił, minister ma, niech płaci. Mieliśmy takiego znajomego dyrektora w zakładach radiowych Diora. To był taki nowy działacz partyjny i on nam przy którymś spotkaniu opowiedział, jakie są rozgrywki, tak to nazwijmy, czy zagrywki, jeżeli zdarzy się jakieś nieszczęście, kogo wtedy wsadzają. I po tej rozmowie w Diorze napisaliśmy do Cyrankiewicza, adresując obywatel, prezes Rady Ministrów. Pismo tego typu, że rząd pieniądze obiecał, a nikt ich nie daje. Ja napisałem pismo grzeczne, takie dwustronicowe, a naczelny gorzej wychowany ode mnie przeczytał, powiedział, dobrze i napisz na końcu, że w związku z tym my nie bierzemy na siebie żadnej odpowiedzialności moralnej, karnej, cywilnej i innej. Taki chamski zwrot kazał dopisać. Chciałem mu wytłumaczyć, że to brzydko, ale napisałem. Władza kazała, napisaliśmy rozdzielnik. Pół roku później magazynier łódzkich zakładów radiowych kupił flaki i zimne. Z półki wziął maszynkę elektryczną, włączył maszynkę, postawił flaki, zagrzał zjadł i poszedł, a maszynka została włączona i w grudniu gdzieś tam w nocy zapalił się zakład. Pożar był gigantyczny, bo straż pożarna przyjechała z wodą. Jak im mówiłem, żeby nie lali na magazyn, bo tam są głośniki, obudowy, które są zrobione ze stopu magnesu, jak poleją wodą, to to wybuchnie, to oni polali. Rzeczywiście spaliło się dużo, coś tam ponad 10 milionów złotych. Następnego dnia, myśmy całą noc byli w zakładzie, bo to paliło się w nocy, rano przyjechało kilka czarnych samochodów, wysiadło kupę ludzi. Jedni wzięli naczelnego na przesłuchanie, drudzy mnie tam, trzeci tego administracyjnego. To przesłuchanie pamiętam, bo ten przewodniczący pyta się, czy warunki przeciwpożarowe były zachowane. Nie. No to mówi to tego, co pisał, zapisz, koniec przesłuchania. Ja mówię, zaraz, nie skończyłem zdania. O tym wiedzieli i wymieniam specjalnie, złośliwie tak od dołu, dyrektor zjednoczenia, sekretarz komitetu wojewódzkiego partii. To tamten mówi, pisz. Minister pomyślał, no pisz, i premier. A skąd premier wiedział? Ja mówię, napisaliśmy list do premiera. A jakim prawem? A jest prawo, że nie można? A ma pan ten list? Mam kopię. Miałem kopię, miałem w szafie. A kto ma jeszcze tą kopię. Ma naczelny, a mówię, oprócz tego dwie kopie z pieczątką Urzędu Rady Ministrów, że wpłynęło. Mamy u naszych znajomych, nazwiska których nie podamy. No to on mówi, pakuj manatki, jedziemy. Skończyło się dochodzenie i ruszyła rozbudowa. To wtedy był taki bodziec do tych pieniędzy. Budynki stoją do dzisiaj. Nie bardzo są potrzebne, ale takie są, że tak powiem, zgrywy.
Autor:
Joanna Kocemba
Licencja:
Creative Commons
- Piasta 11/13, Łódź
- Walerego Wróblewskiego 34, Łódź
- Walerego Wróblewskiego 34, Łódź
- Walerego Wróblewskiego 26/30, Łódź
W tej starej części, jaka by nie była, to sanitariaty były normalne, przemysłowe. A w tym mieszkalnym to sanitariaty były mieszkalne, ale nie dla załogi, która liczyła 500 osób. Wobec czego panie nie ...
A mnie to pozbył się mój drugi kolega, ja byłem wtedy dyrektorem do spraw produkcji w Elwro. Pierwszym zastępcą był taki sympatyczny Miecio, ekonomista, który na technice nie znał się, ale bardzo czyn...