Zdjęcie z kolekcji Edwina Dekkera, holenderskiego architekta, który studiował w Łodzi na początku lat `90. Obecnie prowadzi biuro projektowe http://www.studiomerz.nl/
Później żeśmy przeszli na oddział przygotowawczy tkalni
lata | 1980 dodano | 23.01.2020
dodał(a): Rafał
To tak jak mówię, to od przędzalni. I ten okres, znaczy, ten moment ten przygotowawczy, gdzie tam jest ten wilk, co rozszarpuje z tych beli te włókienka. I później na taśmę, tak powstają taśmy. (…) Na przędzalni tylko tak... (…) Więcej były agitowane dziewczyny, bo one prządły, one tam obsługiwały wrzeciona. Nas znów w takiej linii tam bardziej technicznej, jako chłopaków tam nas na tego... I tam też jakiś okres na tej przędzalni, później z przędzalni żeśmy przeszli na oddział przygotowawczy tkalni. (…) i tam się przygotowywało do czółenek specjalnie uformowaną tyklę, na to mówili, żeby ona wchodziła w czółenko. I ten oddział też, na tym oddziale tam też robiliśmy jakiś okres czasu. I później stopniowo nas przenieśli, już w drugiej klasie chyba, przenieśli nas już na tkalnię, w ogóle sama obsługa krosna, sposób powstawania splotów, jak to wszystko wygląda, dlaczego ta maszyna się zatrzymuje, dlaczego się wyłącza, jak się linka zerwie, takie rzeczy natury technicznej, technicznego rozwiązania w ogóle na tamte czasy. Więc te krosna zaulerowskie, co wspomniałem, to one były powojenne, one były z Niemiec sprowadzane i one były dość... Na tamten okres były dość tak technicznie, taką innowacją. Bo te, co były wcześniej jeszcze, tak zwane AK, to były krosna takie przedwojenne (…). Był tak zwany centralny napęd, jeden silnik napędzał tam osiem, czy dziesięć krosien... (…) A później, jak już tutaj sprowadzili te krosna zaulerowskie, to już napęd indywidualny, każde krosno miało swój silnik i tak, że jak się go włączało w poniedziałek o godzinie w pół do szóstej rano, zmiana przychodziła, to jak tego, to były wyłączane dopiero w sobotę, jak się szło do pracy, to w sobotę o w pół do dwunastej, także non stop te maszyny chodziły. Tak to było robione, że to chodzi o to, żeby ten czas maksymalnie wykorzystać, bo się liczyła ekonomia, jak oni tam mówili. Ale to były bardzo takie jałmużne pieniądze, to, co ludzie tam wyrobili, to naprawdę było przykre. Tam, powiedzmy, szwaczka. Tkaczka najbardziej miała dość duże wynagrodzenie, w porównaniu do innych. I mistrz, ten, co tam miał nadzór techniczny. Na tamte czasy, ale to nie były też jakieś tam wielkie pieniądze, bo było nie do pomyślenia, że na przykład 24 krosna, żeby kobieta mogła obsłużyć. Ona cały czas biegała. Ona, nieraz było tak, że nawet chciała zrobić, bo każde krosno musiało, było w ten sposób wyliczone, że musiało położyć 120 tysięcy wątków. To znaczy się, lata tam tego, płocha dobija i tych wątków miała 120, 130, 140, zależało, jak jeszcze było prosto i jaka była jakość, znaczy, wzór tkaniny, bo to też było bardzo istotne. I teraz jeżeli chciała, żeby mieć jakąś premię, to te krosna musiały praktycznie chodzić non stop. Wszystkie, całe 24. Ale w związku z tym, że to nie dało rady, bo zawsze któreś się zatrzymało, to ona musiała biegiem. Nieraz było tak, że nawet jakąś kanapkę to w biegu jadła, bo nie miała, po prostu, bo ludzie chcieli zarobić. Przyszedł do pracy, to chciał zarobić.
EK: A obserwował Pan, że kobiety pomagały sobie w takich sytuacjach?
Pomagały sobie. Były takie, że sobie pomagały nawzajem. Jak widziały, że któraś tam, akurat idą wszystkie te krosna na jej rewirze, to jak widziała, że któraś tam ma problem jakiś, to dochodziła, pomagały. Także tam po sąsiedzku, bo to było tak, że to wiadomo, to hala była duża, ponad 5 tysięcy metrów, to jest pół hektara, to sobie można wyobrazić jak to wyglądało.
Autor:
Ewelina Kurkowska
Licencja:
Creative Commons
Zdjęcie z kolekcji Edwina Dekkera, holenderskiego architekta, który studiował w Łodzi na początku lat `90. Obecnie prowadzi biuro projektowe http://www.studiomerz.nl/
Zdjęcie z kolekcji Edwina Dekkera, holenderskiego architekta, który studiował w Łodzi na początku lat `90. Obecnie prowadzi biuro projektowe http://www.studiomerz.nl/