Jedni wyjeżdżali do Turcji czy do Bułgarii na handel. To znaczy tam kupowali albo złoto, albo kożuchy. Przywozili do Polski, sprzedawali. Tak ludzie handlowali, bo już nie było tych fabryk. To ludzie ...
Bawełna przychodziła ze Wschodu
lata | 1960 dodano | 07.01.2019
dodał(a): melaine koina
To był przemysł bawełniany ZPB, czyli bawełna przychodziła ze Wschodu. Najwięcej wtedy, jak to się mówi, ze Związku Radzieckiego. Natomiast też był surowiec przywożony, jak pamiętam, z Egiptu. To była sierść wielbłądzia, z której robiono nici, a następnie szło to na tkalnię na różnego rodzaju gobeliny, nie-gobeliny, takie rzeczy.
Praca była ciężka, bo to jednak, tak jak na przędzalni mówiłem, praca osiem godzin na nogach cały czas. Brak czasu na zjedzenie nawet śniadania, bo nie można było odejść od maszyn. Praca chodzona, bo to była przędzalnia wózkowa tak zwana. Nawet w muzeum, jak myślę, na Piotrkowskiej w tym Muzeum Włókiennictwa chyba jest taka maszyna. W każdym bądź razie cały czas w tą i z powrotem na nogach się chodziło. Kobiety starsze pracowały też takie w latach sześćdziesiątych, siedemdziesiątych. No to pracowały na przykład przy przebieraniu tzw. cewek przędzalniczych. To inaczej mówiono na to tytle, gdzie segregowano dobre do jednej skrzyni, złe wyrzucano.
No praca w ogóle rozpoczynała się, jeżeli chodzi o przemysł bawełniany, w ten sposób, że przychodziły różnego rodzaju (też prócz tej bawełny, co mówiłem w dobrej jakości) przychodziły różnego rodzaju szmaty, które darte były na tzw. wilku. Roztrzepywane w formie później takich, nie wiem jak to nazwać, kawałków przędzy w formie takich jak gdyby płatków. Płatków jak nie śnieg oczywiście, ale takich... Było robione później, to szło na następne maszyny na tzw. felcówkę forajską i później na kotania. A z tej kotani dopiero szło na te maszyny przędzalnicze w postaci takich już grubszych, można powiedzieć, prawie jak mały palec takich taśm surowca. I na przędzalni na tych stanfaktorach tak zwanych wózkowych było skręcane na nici odpowiedniej jakości, grubości i tak dalej. No i tak, jak mówię, dalej to szło na tkalnię, gdzie wykonywano różnego rodzaju tkaniny. Różne to były i koce, i formy jak gdyby ręczników i takich chodników. No różne takie rzeczy. Czas, jak mówię, na jedzenie. Na jedzenie czasu nie było. Jeśli, to się jadło w biegu podczas takich krótkich spacerów przy maszynie, a niektórzy, którzy palili, no to palacze mieli tak zwaną palarnię. Wychodzili na kilka minut na palenie. No to była cała przerwa, a reszta to była cały czas praca.
Autor:
Nieznany
Licencja:
Creative Commons
- Centralne Muzeum Włókiennictwa, Łódź
- Centralne Muzeum Włókiennictwa, Łódź
- Piotrkowska 282, Łódź
- 2-3-6-11-16-16A, Łódź
Na mojej zmianie no to było gdzieś ponad sto osób. A dopiero potem, jak zaczęły się naprawy socjalizmu naszego i jeszcze te nowsze maszyny, to już mniej było trzeba osób, to się zmieniało to wszystko....
O, bardzo dużo budynków, bo tam tak: i straż była zakładowa, i cały przerób bawełny był na miejscu. Wszystko, wszystko w jednym, wszystko się odbywało w jednym pomieszczeniu prawie, cały proces. Cały ...