Ciężka, powiem pani, ciężka. Najgorzej było, jak się na noc robiło. Bo wie pani, jak by się w dzień pani wyspała. to jeszcze, ale jak się pani nie wyspała, dzieci były czy cóś, to w nocy przyszła trze...
Kiedyś było pijaństwo w pracach
lata | 1980 dodano | 02.01.2019
dodał(a): melaine koina
Żona: Niech pani powie, jeździł też tu, jak pracował w Marchlewskim. O której rano wstałeś?
EM: O trzeciej w nocy. I trzy i pół kilometra szłem pieszo do tramwaju, w jedną i drugą stronę. A jak była możliwość lepsza i tego, co można było, to szłem tam przez łąki na przedmieście do tramwaju, to miałem bliżej później. Tto miałem półtora kilometra już tylko. A wracałem do domu godzina dwunasta, godzina pierwsza, druga, bo było tak nieraz, że załóżmy, skończyliśmy pracę. Skończyliśmy pracę, zdawanie wagonów, godzina była, na dwudziestą pierwszą żeśmy przychodzili. No to jak było niedużo wagonów, to żeśmy rozstawili to tylko, a ranna zmiana dopiero przyjeżdżała i zbierała, zdawała. A my żeśmy tylko rozstawiali. To jak żeśmy rozstawili, to zależy godzina była tak nieraz, że godzina dwunasta, pierwsza w nocy żeśmy skończyli. Żeśmy się umywali, a nieraz było tak, że się przyszło, jak było niedużo roboty, to nawet się człowiek nie rozbierał, nic. Tak tylko zarzucił na siebie fartuch, i robotę żeśmy zrobili, i piu, i do domu. I się uciekało do domu, a godziny były. To nieraz dwunasta, pierwsza, druga w nocy się schodziło do domu. I szłem, nieraz tam niemiecki cmentarz tam jak się jest za Konstantynowem, na przedmieściu. Tam chodziłem tego i nic nigdy. Raz szłem, to była chyba godzina też tak gdzieś chyba pierwsza w nocy. No i tam przechodzę sobie, taka ścieżka była, tak że tego, patrzę, ognisko się pali, ale idę śmiało. No i siedział tam facet przy tym ognisku, grzał się chyba, czy nie wiem, co on tam robił. W każdym bądź razie palił i tego. Mówię: jak będzie w razie coś tego, to trudno, jeden na jeden to wyjdzie mi jakoś tam tego. Ale nic, przyszłem, poszłem sobie, a on siedział i nic. I późno w nocy się przychodziło nie raz, ale godziny były. Dobra, robota była dobra.
Żona: Tylko za krótko?
EM: Tyle lat, to krótko było? Było fajnie, a też imieniny się odbywały, nieraz robilim sobie i imieniny robilim tego. Początki, to nawet jak żeśmy imienin nie robili, to szlim do warsztatu, bo warsztat był w parowozowni. To kierownika żeśmy brali tam. Parę razy był kierownik też. No ale później było tak raz, że też był kierownik i ten pijak był. No i później było tak, że tego pijaka jakoś przyłapali na tym i zwolnili go. A on później powiedział, że kierownik też przychodzi, też razem pije, tego. No i później już kierownictwo nie chciało się zadawać, już nie przychodzili. Ale między sobą jeszcze żeśmy odbywali jeszcze te.
Żona: Kiedyś było pijaństwo w pracach.
EM: Było też, było pijaństwo. To później już kierownicy nie chcieli z nami już się do tego. A tak to było fajnie. Wesoło było. Ale trzeba było uważać też trochę i wszystko. A praca przede wszystkim musiała być wykonana. I zawsze się było w ruchu. Cały czas i na powietrzu. I na powietrzu. Tam jak się wyjechało, to tam jak stalim nieraz, to tam sobie lokomotywę zostawilim i tam sobie stalim, i czekalim.
Autor:
Nieznany
Licencja:
Creative Commons
Mieliśmy mistrza na oddziale, no i tak zwany brygadzista, który był brygadzistą. Jak tam były te szpulki już pełne, trzeba było tam, to musiał tam tą korbelką taką na dół tą maszynę opuścić. Pościągał...
Tutaj po raz pierwszy spotkałem się z taką rodzinną atmosferą w zakładzie, gdzie dowiadywałem się, że bardzo dużo ludzi spotyka się po pracy ze sobą, spędza nawet weekendy ze sobą, także no.. było to ...