Na mojej zmianie no to było gdzieś ponad sto osób. A dopiero potem, jak zaczęły się naprawy socjalizmu naszego i jeszcze te nowsze maszyny, to już mniej było trzeba osób, to się zmieniało to wszystko....
Starszy brat czuwa
lata | 1980 dodano | 02.01.2019
dodał(a): melaine koina
Badaczka: A jakby się znalazł jakiś przywódca to by było więcej strajków?
MK: Nie nom to na pewnom bo wiadomom ktoś musi pociągnąć za to wszystko, nie? A jak nie ma jakiegoś charyzmatycznego przywódcym to raz, że i posłuchu nie ma takiego. Bo to za tymi strajkamim to wiadomom część ludzi była za. A część ludzi obawiała się o swoją pracę, nie? No to była przeciwna strajkom. Żeby chcieli pracować. Właśnie a jakby był taki jeden, który pociągnąłby, to by wiadomo, że nawet tej pracy by nikt nie stracił. Jak cały oddział stoim to przecież wszystkich do odpowiedzialności nie pociągną, nie? No. Bo nie ma odpowiedzialności zbiorowej chyba, nie? No. A jeden, dwóch, to przecież no tak samo do tej pory jest, no.
Badaczka: I zwalniano?
MK: Nie. U nas nie. Bo to tak, mówię, to się tak jakoś wszystko... Mało chętnych było, tak jakby. No mówię, ludzie byli podzieleni. I jedni chcieli strajkować, drudzy nie chcieli. Ale tych, co nie chcieli, było większość chyba. Tak jak u nas.
Badaczka: A pan do której grupy należał?
MK: A mnie to obojętnie było. Ja nie należałem ani do partii, ani do "Solidarności". Wiedziałem, że to wszystko nie będzie tak. No. No i potem było tak. Przywódca wszystko polikwidował, to i nas właśnie zlikwidował. Dużo łodzianin ma do niego pretensje, że zakłady polikwidował. Bo teraz co mamy? Tą chińszczyznę, którą nam narzucili, no. A myśmy wcale niegorsze tkaniny produkowali. Bo to też teraz jak pani kupi za te parę groszy, to co to jest? Za tkanina? No. Są dobre tkaniny, ale są i takie.. no tak samo, no wszystko. Buta pani kupi za trzydzieści złotych, to but jest. Wiadomo, że porządna rzecz, to jest droga rzecz. A jak tam stamtąd przychodzi takie bele co, to już wszystko na ten temat. Chyba, że jeszcze..
Badaczka: A między zakładami była taka komunikacja, że ludzie wiedzieli, że danego dnia jakiś zakład będzie strajkował? Czy nie?
MK: Nie. Nie. Nie. Były, załóżmy, na Sienkiewicza chyba "Solidarność" miała swoją siedzibę. No i po drodze jechało się do pracy, to się w tramwaju słyszało. Ci strajkują, ci strajkują, ci strajkują. Bo to rzecz nie polegała na tym, żeby nie przychodzić do pracy. Do pracy trzeba było przyjść. Tylko nie pracować. No. Bo jakby pani nie przyszła, to wiadomo, dniówki nie ma. Żadne tam usprawiedliwienia, ani nic.
Badaczka: A można było swobodnie rozmawiać o strajkach, czy to na mieście czy w pracy?
MK: Między sobą tak. Ale to też tak było, że trzeba było mieć trochę zaufania do ludzi, ,żeby mówić o takich rzeczach, nie? No bo to nie wiadomo co się mówiło, komu się mówiło. Bo jak to mówią: starszy brat brat czuwa, nie? To jak dzisiaj też przecież. My się cieszymy z telefonów, komputery. Ale są tacy, którzy wiedzą na nasz temat wszystko. Właśnie przez te urządzenia, no.
Badaczka: A ten strajk w zakładzie jak wyglądał? U państwa.
MK: No mówię, przychodziliśmy do pracy, załóżmy na godzinę piątą. No pan ten od "Solidarności" jak przychodził na godzinę w pół do ósmej, to szedł i: tu strajkują - mówi, tu strajkują, no to i my będziemy strajkować. Zasilanie wyłączał. To jest takie cuś, że tak powiem jedną wajchą można wyłączyć wszystkie maszyny. No bo zasilania nie było i koniec. I potem stał tam pod tym, żeby nikt nie włączył. I pilnował. No ale potem, no mówię, u nas nie było jakiegoś takiego przywództwa. Jak on pracował od wpół do ósmej do wpół do czwartej, to on szedł i...
Badaczka: Kiedy ten strajk był dokładnie?
MK: No to też tak było, jak te duże zakłady zaczęły strajkować. Tak jak "Marchlewski", tak jak "1 Maja", "Dzierżyński", nie? No to były lata osiemdziesiąte, tak? No bo potem już stan wojenny, stan wojenny potem. To już strajki niby zakazane były.
Badaczka: Raczej jeszcze przed stanem wojennym to się działo?
MK: Tak, jeszcze przed stanem wojennym. No bo to właśnie stan wojenny był po to wprowadzony, żeby skończyć ze strajkami - jak to oni mówili. Z przeciwnikami komunizmu. A no hasła były takie, że: człowiek nie był człowiekiem, tylko - jak Gomułka mówił - warchoły. Albo tam jeszcze inaczej. Tak jak dzisiaj niektórzy się też wypowiadają w Sejmie. Jeden sort taki, drugi sort taki, trzeci sort taki Polaków, no. Polacy zawsze byli podzieleni, dla Polaków to musi jakiś kataklizm, żebyśmy się zjednoczyli. Ale normalnie jak żyjemy, to zaraz jest podział, bo ten tak, ten tak, ten na swoje, ten na swoje. Tak samo i dzisiaj jest, no. Co nas połączyło? Katastrofa smoleńska? No ale to na długo trwało? No.
Badaczka: A dużo było strajków w Łodzi?
MK: Oj, było sporo. I tramwajarze, i zakłady włókiennicze. Potem się drukarnia załóżmy, bo to gazety. O, taksówkarze. No to wszystko tak, ci co byli zorganizowani, to było też. No mówię, tramwajarze, to wszystko stało. Autobusów kiedyś nie było tyle, ale też stali. No. Ale tak to tramwaje szły, to akurat ja mieszkałem, no i tam pracowałem. Tramwajowa, to tam remiza tramwajowa. To tam oni strajkowali. To jak myśmy szli od Wodnej do tramwaju, bo to nie wiadomo, czy chodził tramwaj, czy chodził, to już na Tuwima to było skrzyżowanie Tuwima z Tramwajową, to już milicja stała, już nie dopuszczali, żeby tam pójść zobaczyć, jak strajkują. Bo już to od tej strony właśnie już nie dopuszczali, żeby tam człowiek szedł zobaczyć czy coś. No bo już milicja stała i koniec. A myśmy wtedy, jak strajkowali, to wiadomo, nogi pod pachę i zasuwało się na pieszo do domu. Najgorzej to było do pracy. No bo jak po południu, czy na noc, to się tam wychodziło wcześniej. Ale tak się zaczynało pracę od piątej. A ja mieszkałem kawałek drogi, to trzeba było w pół do czwartej z domu wychodzić, no. Bo to nie było tłumaczenia, że tramwaj strajkuje, no. Trzeba było być na czas w robocie i koniec. Bo to znowu nawet już to, że nie obowiązek. Ale żeby ten, co go zmieniałem, żeby on siedział znowu długo, nie? Bo on nie mógł wyjść z pracy, dopóki ja nie przyjdę.
Autor:
Nieznany
Licencja:
Creative Commons
- ulica Wierzbowa, Łódź
- Inżyniera Williama Lindleya 3, Łódź
- Juliana Tuwima 86, Łódź
- ulica Wierzbowa, Łódź
Potem jak skasowali mój zakład, bo tam były trzy zakłady. Oddział był na Wodnej, myśmy pracowali na Wodnej. Drugi zakład był na Gdańskiej i trzeci zakład był na Targowej. Co się już nazywało "Pol...
MK: A tak, to na lewo, bo to jak ktoś miał siłę, jak to mówią, to wszystkiego się imał. Na tym to polegało właśnie. A tu jakiś handelek robili przecież. Ile kiedyś tych handlarzy było. Boże kochany, p...