Tutaj po raz pierwszy spotkałem się z taką rodzinną atmosferą w zakładzie, gdzie dowiadywałem się, że bardzo dużo ludzi spotyka się po pracy ze sobą, spędza nawet weekendy ze sobą, także no.. było to ...
To strasznie brudna robota była
dodano | 02.01.2019
dodał(a): melaine koina
Potem jak skasowali mój zakład, bo tam były trzy zakłady. Oddział był na Wodnej, myśmy pracowali na Wodnej. Drugi zakład był na Gdańskiej i trzeci zakład był na Targowej. Co się już nazywało "Polino". To najpierw skasowali nam zakład na Wodnej, to przenieśliśmy się na Targową. No już tam nie byłem mistrzem, bo wiadomo jak już się przechodzi gdzieś to już tam swoich przecież mieli. Cała załoga to była.. No i zresztą taka sytuacja była, że trzeba było się imać każdej pracy. Już człowiek nie wybrzydzał tak, jak.. nie, że o nie będę tego robił, nie będę tego robił, no. Każdej pracy się człowiek imał. Z biura to szły na sprzątaczki, na konserwację maszyn. To strasznie brudna robota była bo to każda maszyna musiała kiedyś przejść no czyszczenie. A czyszczenie polegało na tym, że rozbierało się... To był odpowiedni człowiek do tego. On miał brygadę, tam było cztery kobiety, sześć - no zależy, nie? I do niego należało rozebrać prawie maszynę do naga. A kobiety każdą część musiały wziąć w rękę i z tego smaru, z tego wszystkiego każdą część trzeba było wyczyścić. Potem on składał, oliwił, maszyna do produkcji. Także no, tylko kobiety z biura kiedyś się uważały za wielkie panie. Bo jak się w biurze pracowało, to wiadomo, ona tam styczności nie miała z robotnikiem. Ale potem to zasuwały. Zamiataczki właśnie, konserwacja. Nie wstydziły się. Także ja też musiałem wziąć, jak to mówią, dyplom pod pachę, nie wykazywać się, że dyplom. Tylko już musiałem robić to, co mi kazali.
W którymś roku ja odeszłem, to było... pięćdziesiąt jeden lat, pięćdziesiąt dwa lata miałem. No to trzeba policzyć, nieważne. W każdym bądź razie, że już rozwalili włókiennictwo całkowicie i człowiek odszedł. Z tym, że odeszłem sam na własną prośbę. Bo ze mną facet, który miał rodzinę, pracował. No i kierownik: albo jego zwolnić, boo to się schodziło z liczby ludzi, albo jego zwolnić, albo mnie zwolnić. On młodszy. Ja już mogłem iść na tą, jak kiedyś mówili, przedemerytalną, czyli "kuroniówkę". No, jeszcze świętej pamięci Kuroń to stworzył. No to poszłem i parę lat byłem na tej "kuroniówce". No a potem akurat nieszczęście, miażdżyca, nogę ucięli, na rentę. No i w wieku sześćdziesięciu lat przeszłem na emeryturę i tak do tej pory tkwię na emeryturze.
Autor:
Nieznany
Licencja:
Creative Commons
Ja akurat miałem to szczęście, że żona gdzie indziej pracowała. Ja prywatnie. Też już się kończyło, ale ja byłem dobrym fachowcem, więc przerzuciłem się, jak mi nie schodziło. Jako podwykonawca robiłe...
Na emeryturę przeszłam mając lat pięćdziesiąt, a to dlatego, że w '68 roku, jak wiadomo, były te hece antysemickie. Moje córki postanowiły wyjechać na emigrację. Ja pracowałam w telewizji już kilk...