Solidarność w Łodzi opierała się głównie na zakładach włókienniczych. Jak by nie było tutaj tych zakładów włókienniczych, to Łódź nie miałaby żadnej siły. Jeśli chodzi o Solidarność. Myśmy tam mieli b...
Łódź po 1945
lata | 1980 dodano | 26.12.2018
dodał(a): melaine koina
To był duży napływ wtedy osób przyjezdnych. I to zarówno ze wsi, bo dużo osób było, że tak powiem... tak jak w Łodzi, Żydów już nie było prawie wcale, a zakłady trzeba było odbudowywać. Ludzi było potrzeba, także była duża migracja osób wiejskich do Łodzi, a jednocześnie taka Warszawa była rozbita, także dużo warszawiaków też przyszło do Łodzi; nie do Warszawy, bo tam nie mieli gdzie mieszkać. Także tu wtedy po wojnie, to było mnóstwo warszawiaków. Łącznie z kulturalnym całym ośrodkiem tak, jak tu „Syrena”, Teatr Kameralny na Tuwima czy Teatr Schillera. No akurat ten jest w Warszawie, bo to był teatr Wojska Polskiego, który potem prowadził Schiller, najpierw Krasnodębski, potem Schiller. Tak że to życie kulturalne tutaj kwitło dzięki przyjezdnym, a nie łodzianom.
Poszedłem do pracy. Pierwszą pracę po studiach rozpocząłem w Warszawie – to wtedy były nakazy pracy. Pracowałem w biurze projektów Huty Warszawa w budowie. To było „na nakazie”. A miałem dziewczynę w Łodzi, także dojeżdżałem i utrzymywaliśmy korespondencyjne stosunki, że tak powiem. Ale mnie ciągnęło do Łodzi i mimo że w drugim roku pracy tam w Hucie w biurze projektów mi dawali mieszkanie w Warszawie, wróciłem do Łodzi. Pobrałem się i zacząłem pracę w Wifamie – widzewska fabryka manufaktury. Z tym, że zacząłem pracować już będąc żonatym. Wtedy się te stanowiska nazywały inaczej: planista, starszy planista, technik-planista, inżynier-planista. To zależy, czy to był administracyjny czy inżynieryjno-techniczny zawód.
To były czasy, kiedy zaczęła się „Solidarność”. No i ja byłem stosunkowo blisko „Solidarności”. Nie znaczy, że należałem, ale w wielu wypadkach ustępowałem, nie chcąc żeby doprowadzać, bo ty były wtedy takie czasy, kiedy tak mówili: „Albo pan wywiesi flagi, panie dyrektorze, albo będziemy strajkowali”. Na takiej zasadzie. Jak się zadzwoniło do sekretarza komitetu łódzkiego z pytaniem: „Towarzyszu, co ja mam robić?”, to odpowiedź była: „To ja wam radzę, róbcie jak uważacie”. Jak nie było strajku pochwalił, a jak był, no to wtedy ganił. W każdym razie okazało się, że byłem blisko „Solidarności”. I kiedy stan wojenny wprowadzono, ja byłem w grupie pięciu pierwszych dyrektorów, których usunięto ze stanowisk za bycie za blisko z „Solidarnością”. Także mnie powoływał dyrektor zjednoczenia, a odwoływał ze stanowiska minister, w imieniu tam premiera. Także odwołali mnie. Ale w związku z tym, że byłem znany jako dobry ekonomista, to jeden znów ze znajomych, którzy pracowali w Wifamie (bo to była taka trochę kuźnia kadr, w każdym razie w przemysłach metalowych, maszynowych), mnie przyjął.
Autor:
Nieznany
Licencja:
Creative Commons
MB: Ja nie miałem tu w Solidarności przeciwników. Dlaczego? Bo ja spadłem z księżyca. Ja nie należałem nigdy do żadnej partii, do żadnej organizacji. Ni stąd, ni zowąd zrobiłem strajki i jako młody cz...
Ciekawe to były lata. Chcę tylko wspomnieć, bo opisałem to również na Facebooku. Rok '56, polski październik. Kiedy była rocznika polskiego października w ubiegłym roku, to opisałem strajki, opisa...