Wojna i okupacja / wywózki

lata | 1940 dodano | 26.12.2018

okupacja , wojna

dodał(a): Profil użytkownika melaine koina

Mama mnie zobaczyła, mówi: "Gdzie jest ojciec". Mówię: "Policja go na podwodę zabrała". "A ty co zrobiłeś?". "No przyszłem" – mówię. "No gdzie będę się z ojcem". "Nie trzeba było z ojcem jechać?". "No gdzie będę się tułał, mówię". Przecież u nas tą Cegielnianą, nie, ludzie płaczą, Żydzi, przecież to wszystko tam mieszkało, to znali nas. "Władziu – mówi – to ty wróciłeś. Icek ten... drugie takie tam jeszcze Żydzioki, przecież w moim wieku, tylko już po szkole, po gimnazjum byli, a że my się kolegowali. I tak wyszłem na tę ulicę, patrzę, te ludzie tak płaczą, wszystko to ucieka jeszcze. Wpadłem do mieszkania, mama mówi: "Co żeś tak wpadł?". "Niech mama mi daje jedną koszulę, jedne skarpetki, jedną parę majtek – mówię – uciekam do Lipin" (...) Półtorej godziny, osiemnaście kilometrów, na pieszo. Wojsko na Warszawę szło, a Szwaby strzelali z boków, bo to całe tę trasę, jak się leci na Brzeziny, to po lewej i po prawej stronie to jest Nowosolnia i Sikawa była, to same Szwaby mieszkali tylko. No, ale co, lecę. Tylko szosą nie leciałem, tylko za stodołami przez pola leciałem. No i wpadłem do wuja, to pamiętam, jak zboże wynosili ze stodoły do piwnicy, do domu, że w razie pożaru, czy cuś, żeby było trochę tego zboża na mąkę, czy jak, przecie do życia żeby to było wszystko.

No i zatrzymaliśmy się w Włodzimierzu Wołyńskim. Tam była cała armia (...) I traf! My mieszkaliśmy na Cegielnianej, a na Wierzbowej stoi kamienica do dnia dzisiejszego. To  kamienica była oficerska, tam sami oficerowie mieszkali. No i na tej platformie, co my jechaliśmy, no to była tablica "Łódź, ulica Cegielniana 59, Josef (Joseph?) Weksler". I podchodzi oficer, kapitan. "Panowie, skąd wy jesteście? Naprawdę jesteście z Łodzi? Z Cegielnianej?" - "Tak" - "A ja mieszkam, mówi, na Wierzbowej, mówi. No to jest kawałek drogi przecież ode mnie. Wiecie, gdzie ta kamienica jest?". Ja mówię: "Panie kochany, mówie, przecież, na Cegielnianej 83 kolega mój mieszka, mówię, Zel Stefan". "W tym pałacyku? Ja mówię: taak. No tak, mówi. Czeguś podobnego się nie spodziewałem, mówi, żeby, mówi, łodzianem, łodzian spotkał tutaj, mówi, na tej obczyźnie dalekiej?".

"Nie – mówi - panowi. Przykro, ale to, co tu wiemy, co mówią, że (...) już Łódź nie powstanie" (...). No i żeśmy tak z tej Spały, szliśmy tak sobie spacerem, ludzi się pytaliśmy, to wszystko, jak i co. Nie zatrzymywali nas. Dopiero nas zatrzymali - Kurowice. Tak, to jest tutaj za Widzewem, Szwaby, te nasze te, zatrzymali. Patrzą, że jakieś łazęgi idą, obszarpane, no i to. I mówimy jak i co, na t kęartkę. A te, żeby iść. I tak dobiliśmy do Widzewa. No i na Widzewie tramwajem śmy wsiedli. Jaki to tramwaj był, to już nie pamiętam, jaki to numer był. No i tak się pytam jeszcze, jak już tu bliżej byliśmy. "Nie, mówi, w fabrykach, mówi, już ludzie pracują. Co wam nagadali. A skąd wy idziecie?". I mówimy to. Mówi: "To naprawdę, mówi, to mieliście wielkie szczęście, żeście wrócili do domu".

A jak później nas aresztowali. Raz brata tego najmłodszego, Zygmunta i mnie aresztowali. Na wywóz. Do Niemiec. To wtedy wywozili nie z tej ziemi przecież. No i, siedzimy w tym Arbeisancie [fonetycznie], tam w takiej piwnicy, wieczór się zbliża. Pobudka, apel, wymarsz. Wszystkich zabrali, nas zostawili, w tamtej piwnicy. Światlo wyłączone, ciemno, tylko tak prześwitywało tam, na ulicę tą... (...) Na Wólczańską. Mówię: "No tu są szyby, kurczę, nie można tu nic pukać. Drzwi żelazne". Mówię: "Wszystkich zabrali, a nas obu zostawili, co tu jest grane, nie?". No i dawaj. Jako takie buty miałem, dosyć sztywne, i w te drzwi, kurczę. Od razy słyszymy: "Was ist los?! Ulfa(?). Pluchte, schwaine Polen". Mówię: "Tylko nie schwaine, mówię". Od razu drzwi się otwierają. "Co my tu robimy?". Jeden ten nasz szwab, a ten drugi z Reichu. Albo Ślązak pewno to był ten drugi. Bo tyż tam, niektóre słowa po polsku mówił. "No przyprowadzili nas. Gestapo mnie aresztowało, mówię - i brata, no nie wiem, co jest. Ja jestem ranny, z wojny, mówię i o, proszę bardzo, mówię. Powinienem być u lekarza, mówię". A oni bez tego, lekarz był, ale nie nie nie szły ludzie pod lekarza. Tylko zbiórka, bo pociągi były podstawione, i na wywóz. Tylko nas dwóch. Tam na liscie nie było, to nas zostawili na następny, jak tam znów nałapią, no to dopiero mieliśmy na następny. Ale to, że my się zorientowaliśmy, sami jesteśmy. Ani tam gdzie było (...) gdzie usiąść, beton, ani żadnego tam ubikacji, czy coś. Jakaś tam beczka stała, czy coś do tego. No ja mówie do brata: "Zygmunt, mówię, no nie, mówię, co będzie, to będzie, mówię. Niech mnie zabiją, kurczę, ale, mówię, te drzwi chyba wywale, mówię". (...)  "No, mówię, czy jest lekarz, czy nie?". No i pokazuję. "A co się stało?" - "No ranny jestem – mówię - i do, u lekarza powinienem być". No i zaprowadzili nas na parter, nie, jeszcze ten były tam jeszcze gestapowcy byli. No i patrzą, nie, skąd my się wizeliśmy? Tam był jeden, co normalnie po polsku, nasz szwab. "Nie wiem, mówię, przyszli, aresztowali. Ja mówiłem, pokazywałem to wszystko, mówię. Ze szpitala przecież był papier, to wszystko, że mam chodzić na opatrunki". (...)  Ten lekarz popatrzał, no i od razu tak, jak mówiłem, że jutro na godzinę ósmą, mam przyjść, skierują mnie do lekarza. No i skierowali mnie do szpitala. A w szpitalu tak mówi: "Dobrze, mówi, niech się pan nie martwi, będziemy trzymać pana, mówi, tak pana prędko nie wywiozą, mówi". No i tak się kołowałem i do czterdziestego pierwszego, tak, do czterdziestego pierwszego roku.

No i kuzyn, co ich było czterech braci, cała rodzina, i dwie siostry mieli (...). A najmłodszy, no to się dostał do obozu Dachau. Młody chłopak. No i tak Pan Bóg chciał, że tych dwóch najstarszych zlikwidowali, aresztowali, siedzieli na Szterlinga. Ze Szterlinga to mama, ciocia przyjeżdżała, właściwie to wujo przyjeżdżał (...). I paczki tam doręczaliśmy. Mieliśmy tam znajomego Niemca, to od czasu do czasu można było podać, jak on był. Byłego sąsiada. I tu chyba w Łodzi, na Szterlinga to siedzieli dwa tygodnie pewno. Ze Szterlinga przewieźli ich na Kopernika (...). No i dwa tygodnie byli na Kopernika i z Kopernika ich wywieźli do Dachau i w Dachau zginęli. Tylko ten Antoś, co był najmłodszy, po wyzwoleniu, przeżył Dachau.

Mieszkali przed wojną Niemcy, pod lasem. Pieć gospodarstw to było proszę panią. Święta, imieniny, czy jakieś coś. Nie było to, że ja ciebie nie znam, czy ty mnie nie znasz. Razem, przy jednym stole, bawlili się, wszystko. Jak szwaby weszli, to jak by jakaś bomba wpadła. Nie znają.

Współwłaściciel to był, dwóch braci: jeden był gestapowcem, a drugi Polakiem, można powiedzieć. Narzeczoną miał Polkę, jak się dowiedział ten starszy, gestapowiec, to ją wywieźli, za Szczecin. To na nas, na mamę naszą, listy przychodziły. W dwóch kopertach, W jednej pani Popiół, a w drugiej tam dla tej i dla tej, Tereska jej było. Bardzo ładna kobieta była przecież.

U Scheiblerów, na Targowej, Targowa 57 to było nasze biuro, naszego szefa. Cały budynek to on zajmował, u Scheiblerów tam całe, w pałacach, w ogrodzie, to wszystko było przerabiane. Wszystko drzewa z Drezna, pociągi były ładowane towarowe i tu. I te ludzie, co pracowali i tu i tam pod Strykowem, to wszystko. Na niego słowa żaden Polak nie powiedział (...). To dówch mężczyzn, którzy pracowali, pochodzili ze Strykowa i dwoch było z Łowicza. To z Łodzi pieszo latali pod Stryków. To jak pani miała rower, to, Polakowi nie wolno. Nogi masz od tego. A do roboty musisz się nie spóźnić. W nocy wychodzili i tam, to było prawie pięć kilometrów, żeby tu przez Łagiewniki przejść tam, do tego. I ludzie chodzili. Śniegi nie śniegi, deszcz nie deszcz. To było. Ale na niego, żaden z tych co. To był Niemiec, to był człowiek, a nie Niemiec mówi. Z każdym się przywitał, papierosów nie palił, a jak przyjeżdżał, to każdego papierosem poczęstował, a jak nie to cygarem. Jak za granicę wyjeżdżał, bo go później do wojska wzięli. We Włoszech był, później go z Włoch do Francji przerzucili. Jak mnie aresztowali, to był tu w Łodzi.

 

WZ: Tutaj, przy naszym kościółku, podczas okupacji Niemcy zrobili taki obóz przejściowy (...). Bo oni... wychwytywali Polaków, kótrzy mieli blond włosy i niebieskie oczy, że to są czyste (...) że to jest czysta...

WP: Pokrewieństwo jest.

WZ:... czysta rasa niemiecka. I wywozili, to jeszcze były dzieciaki, wywozili do rodzin niemieckich w Niemczech.

WP: Tak.

WZ: Także wielu nie wróciło już, bo nawet nie wiedziało, że są Polakami.

WP: Tak, tak, bardzo dużo przecież nie tego, nie.

WZ: Także to właśnie stąd brat mówi, że wzięli ich za rasowych Niemców. Tak było oczywiście.

Autor: Nieznany
Licencja: Creative Commons

zgłoś naruszenie zasad

komentarze
Szukaj
zobacz również

Ale proszę pani już 9 listopada aresztowano naszego ojca Zygmunta. Osadzono go więzieniu w Radogoszczu. Ale nie w tym spalonym później, bo to najpierw było było  więzienie na Liściastej. Dzień 9 ...

więcej

Wycinek z Gazety Łódzkiej wydawanej pod okupacją niemiecką, informujący o usprawnieniu wysyłki listów z Łodzi do Niemiec. Wcześniej wysyłać możńa było tylko karty pocztowe - odkrytki i widokówki. W pa...

więcej

Wycinek z Gazety Łódzkiej wydawanej pod okupacją niemiecką informujący o rozkładzie kolejwoym naszego miasta. Komunikacja możlwia była jedynie z Łodzi-Kaliskiej, dworzec Łódź Fabryczna była wtedy niec...

więcej
Logo portalu Miastograf

Logo Stowarzyszenia Topografie Logo Muzeum Miasta Łodzi Logo Narodowego Instytutu Dziedzictwa Logo Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego Logo Łódź Kreuje

Dofinansowano w ramach programu Narodowego Instytutu Dziedzictwa – Wspólnie dla dziedzictwa