Otóż tam w albumie „Zraniona pamięć”, w "słowie od siebie" wspomniałem, iż w czasie okupacji, kiedy getto było jeszcze zaludnione i nie tak dokładnie może pilnowane, uczestniczył...
Wojna
lata | 1930 dodano | 19.12.2018
dodał(a): melaine koina
Niemcy wkroczyli do Łodzi 7 września, no to już się nie wychodziło. Tylko wieczorem, jak już fabryka nie była czynna, to po prostu taki spacer się odbywało po terenie fabrycznym, żeby troszkę nałykać się powietrza.
Rysiek i Poldek Pede jak tylko wkroczyli Niemcy, to oni założyli czarne mundury z opaską, no ale w dalszym ciągu miałam z nimi dobry kontakt. Chyba pod koniec października albo na początku listopada któryś z chłopców zawiadomił nas, że jakiś generał niemiecki ma ochotę zająć nasze mieszkanie. W związku z tym, że zostaliśmy uprzedzeni, to rodzice postanowili, że przenosimy się na teren getta – dlatego, że to od razu było stworzone na Bałutach. Ponieważ nie byliśmy wyrzuceni z mieszkania (bo jak Niemcy przychodzili i wyrzucali to dawali 5 minut na to, żeby wziąć najpotrzebniejsze rzeczy), a myśmy nie byli. Tak że można było trochę rzeczy osobistych zabrać. I nawet chłopcy nas odprowadzili. I tam myśmy zajęli jeden pokój, tzn. mama, my - trzy córki, ojciec i taka panna Helena, która była zaangażowana przez moich rodziców, jak urodziła się moja starsza siostra, do opieki nad dzieckiem. Ona cały czas była z nami i ona z nami też poszła do tego getta. Tak że zagęszczenie było duże.
Wiadomo jak w gettcie było. Było ciężko, było niebezpiecznie, ale myśmy sobie nie zdawali sprawy z tego, że to tak długo potrwa. Myśmy byli z rodziną w gettcie od listopada ’39 do 24 sierpnia ’44. Na pięć dni przed ostateczną likwidacją getta zostaliśmy wywiezieni do Auschwitz-Birkenau. Tam straciłam rodziców, męża, bo w getcie brałam ślub i siostrę młodszą.
To że był głód, że się ciężko pracowało, że człowiek był za drutami, to nie ma o czym mówić, bo to wszyscy wiedzą. Ale chcę podkreślić, że spotkałam tam absolutnie cudownego człowieka. Na teren getta, wiadomo, nie wolno było wchodzić Polakom. Zresztą getto łódzkie było najbardziej izolowanym gettem z terenu całej Polski. Nie tylko dlatego, że było na terenie Rzeszy, ale też dlatego, że w Łodzi mieszkało bardzo dużo Niemców, którzy w dużej mierze, nie wszyscy, byli zwolennikami tych haseł, które głosił Hitler. Wszystkie domy, które okalały getto, były wysiedlane z Polaków i zasiedlane domami niemieckimi. Na teren getta żaden Polak nie miał prawa wejścia, tak że jakaś możliwość pomocy ze strony polskiej w ogóle nie wchodziła w rachubę. Nie można było przez druty przerzucić czegoś, dlatego że wzdłuż drutów chodziło wojsko niemieckie i mieli prawo strzelać do każdej osoby, która się do drutów zbliżyła. Z jednej i drugiej strony. W getcie była centralka telefoniczna, ponieważ były telefony, które obsługiwały te wszystkie urzędy gettowe. No to przychodził monter Niemiec i razem z nim przychodził monter polski. Akurat tak się złożyło, że ja pracowałam w tym samym budynku, w którym była ta centralka telefoniczna, na placu Kościelnym, pod czwórką. Szczęśliwie się składało, że ten monter niemiecki był bardzo leniwy. Jak przychodził, siadał w tej centralce, pił piwko i w ogóle nosa nie wysuwał. Natomiast chodził i kontrolował telefony ten monter Polak. Cudowny człowiek. Nazywał się Rafał Warakomski. I bardzo się z nim zaprzyjaźniłam, on bardzo mi pomógł. Za pierwszym razem, jak się zorientował, że ja mam zapłakane oczy, to zapytał co się dzieje. Ja mu powiedziałam, że ojciec jest chory. Ojciec miał czerwonkę, czyli krwawą dyzenterię. Następnego dnia on mi przyniósł wielką taką torbę krochmalu. Powiedział, że „żona moja daje to dla pani tatusia. Proszę to zagotować tak na pół gęsto, żeby to pił.” I to ojcu uratowało życie. (…) Ja zawsze mówię o Warakomskim, bo istnieje niestety takie przekonanie, że wszyscy Polacy wydawali Żydów. Nieprawda.
W mojej rodzinie pracowali wszyscy, zresztą we wszystkich rodzinach. Tam było ponad 100 resortów, czyli zakładów pracy. To była praca niewolnicza dla Niemców. Tam był resort kapeluszniczy, resort rękawiczarski, resort słomianych butów, resort wyrobu gwoździ… Wszystko było.
Getto zamknięte zostało, tak że ani wejść, ani wyjść, chyba pod koniec marca ’40 roku. Początkowo były szkoły, ale potem w ’42 roku do getta przywieziono Żydów z Niemiec, z Austrii i ponieważ tam był straszny głód i ciasnota, to te budynki, w których były szkoły zostały przeznaczone dla tych przyjezdnych.
Ja akurat tam nie prowadziłam życia towarzyskiego, ale było życie nawet kulturalne. (…) także tam były koncerty, były przedstawienia. Ludzie w jakiś sposób próbują się ratować, troszeczkę czymś innym się zając, a nie tylko myśleniem, kiedy będzie koniec. Kiedy będzie koniec z nimi, a nie koniec wojny.
A ja tam poznałam człowieka, który mieszkał razem z moim przyszłym szwagrem. Myśmy po pracy się spotykali i on miał tomik poematu słowackiego „Beniowski”. I myśmy sobie to czytali. No i w końcu postanowiliśmy się pobrać, dlatego że w getcie człowiek miał taką potrzebę kogoś bliskiego. (…) Myśmy brali ślub chyba w ’43, nie pamiętam. To też było zabawne, dlatego że te śluby odbywały się zbiorowo. Były udzielane przez Rumkowskiego, ponieważ on miał taka ambicję, że on jest żydowskim królem i on w ogóle najważniejsza osoba. To, co on wprowadził, to właściwie takim omal urzędowym językiem w getcie był żydowski. Mój ojciec, który był początkowo kierownikiem poczty, został zwolniony z pracy, bo nie znał żydowskiego. Kiedy ja brałam ślub, to równocześnie brało ślub 12 par i też Rumkowski coś tam mówił po żydowsku, ja nic nie rozumiałam. Trzeba było się podpisać tymi robaczkami, jak ja mówię, no a ja podpisałam trzema krzyżykami.
Przez getto przeszło w sumie ponad dwieście tysięcy ludzi. Ocalało, często przez przypadek zupełny, to ocalało dziesięć do piętnastu tysięcy. Potem wywieźli nas do Oświęcimia, potem z Oświęcimia to już tylko siostra i ja zostałyśmy wywiezione dalej, do obozu w Gross Rosen. I tam zostałyśmy wyzwolone 9 maja ’45 roku. Czyli mój staż za drutami to jest od listopada ’39 do maja ’45. Okazało się zresztą, że ten podobóz, w którym byłyśmy z siostrą, to jest na terenie Czechosłowacji.
Autor:
Nieznany
Licencja:
Creative Commons
Dalsze lata wojny tak pamiętam. Otóż, już po eksterminacji Żydów, w '42 roku była ich największa wysyłka, łapanka, traktowali ludzi jak jakieś przedmioty, jak jakieś bydło, to getto stało si...
Cztery lata byliśmy w tym Białymstoku. Pytali, czy byśmy nie chcieli zorganizować w Łodzi. No, to chcieliśmy. Jeszcze dali nam tam, tam było dwa pokoje, nie mieli większych mieszkań, a tu nam dali te ...