Dyskusyjne Kluby Filmowe pojawiły się po roku pięćdziesiątym piątym, tak nieśmiało, najpierw w pięćdziesiątym szóstym, potem w pięćdziesiątym chyba ósmym zorganizowano właśnie tę Federację Dyskusyjnyc...
Film, teatr, opera w Sydney
lata | 2010 dodano | 05.12.2018
dodał(a): melaine koina
Modniarstwo to taka dziedzina, takie rzemiosło, które trzeba doskonalić całe lata. Tego nie można nauczyć się w ciągu roku, dwóch, bo tu każdy projekt to jest nowe wyzwanie. Szczególnie prace do teatru, do filmu. Za każdym razem trzeba wymyślać jaką techniką, w jaki sposób to wykonać. Oprócz tego trzeba dość dobrze znać historię ubioru, żeby wiadomo było, w jakim kapelusz ma być stylu. To ważne szczególnie przy zamówieniach do teatru czy do filmu. W ubiegłym roku robiłam między innymi kapelusze do filmu "Bitwa warszawska", to jest rok dwudziesty. Moda się zmieniała mniej więcej około roku dwudziestego czwartego, piątego. Trzeba było zadbać o to, żeby nie okazało się, że w dwudziestym roku kobiety miały na głowach kapelusze, które noszone były dopiero w dwudziestym ósmym roku. Także tu trzeba trochę historii ubioru znać.
Przez tyle lat ile pracuję dostawałam wiele podobnych zleceń, do filmu lub teatru, nie wszystkie już teraz pamiętam, częściej były to zlecenia mniejsze. Przy Bitwie warszawskiej było dużo nakryć głowy, bo było też sporo scen zbiorowych. Jest mało modystek, więc scenografki jeżeli są zadowolone, to jedna drugiej daje namiary na moją pracownię z informacją, że tutaj można takie rzeczy wykonać. Nad takimi zleceniami pracuje się trochę inaczej. Ponadto każdy teatr, szczególnie Teatr Muzyczny ma swoją specyfikę. Na przykład dla baletu, niezależnie ile będzie dekoracji, nakrycia głowy muszą być dość lekkie, uszy muszą być odkryte, żeby aktorzy, tancerze słyszeli muzykę i musi się to jednocześnie tak trzymać głowy, żeby nie spadło przy przewrotach, ewolucjach. Dla chóru to może być coś większego, ale uszy też muszą być odkryte. To trzeba tak zamaskować, żeby uszy były zawsze wolne, żeby słyszeli muzykę. Robiłam bardzo różne rzeczy: do Szczecina, do Poznania, do Teatru Muzycznego, tu do naszych łódzkich, do Warszawy, do Teatru Rampa.
Przy tych zleceniach jest tak, że im bardziej skomplikowane, to tym mocniej mnie to pociąga. Pamiętam szczególnie jedno zlecenie do Teatru Wielkiego do spektaklu "Valentino". To były bardzo ciekawe projekty pana Rudzkiego, znanego scenografa z Warszawy. Były to naprawdę trudne kapelusze i to było fajne, bo trzeba było dużo kombinować, jak to wykonać, żeby to zagrało. Tym bardziej, że to balet miał w tym występować, a kapelusze były ogromne! I z jakimiś woalami. Poza tym coś takiego musi wyglądać lekko, a w rzeczywistości tam jest pełno drutów, różności, żeby to wytrzymało, żeby się nic nie połamało i poza tym, żeby jeszcze później to w magazynie mogło leżeć i nie pogniotło się, bo później tego nikt już nie odświeży. To ma wyglądać delikatnie, lekko, a nieraz to jest taka konstrukcja, że coś niesamowitego, prawie jak architektura! Przy niektórych z tamtych kapeluszy siedziałam prawie tydzień. A rzeczywiście zapłata za to, właściwie była śmieszna, ale to była dla mnie bardziej zabawa, nie chodziło w tym momencie o zysk, tylko o to, że ja to zrobię, ja to potrafię, ja to wykonam.
Było tam kilka takich kapeluszy, które wyglądały jak skrzydła, mniej więcej jak gmach opery w Sydney, coś tak dziwnego, jakby ściany na kapeluszu stały. Przy tym było naprawdę mnóstwo pracy i żeby to jeszcze było na tyle lekkie, żeby tancerka mogła w tym zatańczyć, i jeszcze żeby to wszystko się trzymało i nie rozpadło w trakcie tańca. To było naprawdę ciekawe wyzwanie.
Autor:
Nieznany
Licencja:
Creative Commons
- Plac Generała Jana Henryka Dąbrowskiego, Łódź
- plac Dąbrowskiego, Łódź
- plac Dąbrowskiego, Łódź
- Plac Generała Henryka Dąbrowskiego 234, Łódź
Pracowałem też w Wytwórni tak jak mówiłem Filmów Fabularnych na ulicy Łąkowej. No to była wtedy fabryka rzeczywiście, fabryka snów, polska, łódzka. Także Wytwórnia na Chełmskiej, Dokumentalna, to jakb...
Był tez taki fajny moment, bo był taki namiestnik cara w Warszawie, nazywał się Igelström i to był namiestnik cara. Szlachcic, no, birbant, znany z tego, że lubił bardzo wesołe życie, hulaszcze wręcz...