Co do jakichś takich historii z klientami, jakoś sobie nie przypominam, w zasadzie nie było nic takiego. Jedyne, co mnie z dziwiło kilka lat temu, to pojawienie się zwierząt na zdjęciach, ale to było ...
Stali klienci
lata | 1960 dodano | 06.11.2018
dodał(a): melaine koina
Były jakieś stałe. Mieli zakłady, niektórzy tam szyli bez zakładu, po cichu, ale nie raz raczej musieli mieć zarejestrowany zakład kuśnierski no i szyli. Zimny, Zimny, ich było dwóch braci i szwagier chyba do dziś, na Jaracza jest. A Mondek nie żyje, Waldek, Waldek zlikwidował, syn jego trochę prowadził, ale splajtował. W ogóle nie wiem, czy jakiś zakład oficjalny jest w Łodzi kuśnierski. Jeśli jest, to sobie, tak jak i ja, o, jak nie ma bo nie ma roboty na tym, co się sklep założyło, tak samo i ci kuśnierze, sprzedają coś tam, handlują trochę, no dopisali działalność handel, tak jak i ja to już dopisałem. Działalności handel i usługi. Można handlować. Z tego to bym się w ogóle nie wyżywił. Nic. Ja w ogóle prawie nie robię, żona sprzedaje, a tutaj to nie mam żadnej roboty. W tygodniu godzinę, może nawet i nie. Od dwóch tygodni nie miałem żadnej maszyny… Zresztą mnie tam już tak… Heli na pieniądzach zawsze zależy, ja już się tutaj nie dorobię. Mogę tylko dorobić na jakieś jedzenie, na benzynę ledwo
Klienci byli z całej Polski. Bo nas niewielu było, a tera to już to w Łodzi to pewnie jeden zostałem. Mechanik naprawy maszyn kuśnierskich. A w tym czasie to Zakopane, Nowy Targ, Kraków wszyscy przyjeżdżali tu z naprawami, i płacili, jak ja chciałem sto złotych, to płacili dwieście, trzysta.
Lalmi. Taka firma zagraniczna była. Lalmi się nazywała.. Na Curie-Skłodowskiej, oni się zmieniali zresztą… Lalmi.. no i w Krakowie, Lutecja, to taki Francuz ją założył. Ptak się nazywał. Pomimo, że Francuzem był. Wódkę lubił pić. Ja też przecież.
Bo Francuzi, jak zagraniczni to wódki nie piją. On pił. Normalnie. Bimber pił. Wszystko. Nie wiem, czy on żyje, czy nie. Bo kupił w Łodzi, on miał zresztą żonę z Łodzi, na Leczniczej mieszkała, kupił dom róg Gdańskiej i Zielonej, a później się przeprowadził, kupił działkę w Grotnikach i chyba tam pobudował się osiedlić.
Kiedyś też nie było konkurencji, bo nas tam było w Łodzi, tutej taki pan Lis, jeszcze tam którzy pracowali w Kuśnierzu, w Spółdzielni Kuśnierz, to szyli futra. No to oni te maszyny umieli, to ich było dwóch, trzech, a z czterech może było. Na Łódź..
I oni jeszcze nie byli zarejestrowani. Oni tak dorabiali, bo w spółdzielni robili, a tylko dorabiali. Mnie czasami pomagali, ale zarejestrowany to byłem tylko ja. Bo było zakładów naprawy maszyn szwalniczych kilka. Na Rzgowskiej, na Wschodniej. Ja zresztą też, nie wiem, jak ja miałem zarejestrowane, czy maszyny szyjące, czy maszyny kuśnierskie. Ale jakby nie było, zarejestrowany to byłem tylko ja. Bo ja tylko robiłem, właśnie w tym czasie to tylko te maszyny. Innych w ogóle nie przyjmowałem. A tera to wszystko przyjmuję, co mi przyniosą. Domowe maszyny, sie chcę zarobić. Ale kiedyś to nie przychodzili, to nie, tylko te robili.
Autor:
Nieznany
Licencja:
Creative Commons
W tej chwili coraz rzadziej, ale często szyłam do teatrów, do bliziutkiego, w sąsiedztwie, Teatru Jaracza, do Teatru Powszechnego, Nowego, Wielkiego, Muzycznego. Były to przeważnie gorsety, do przeróż...