Dziewczyny miały pomysł i potrafiły z niczego, z flaneli ufarbować i fajne kiecki uszyć

Nie, wycieczki były. Były i w moich czasach. Ja byłem przewodniczącym ZMS-u, bo byłem młody facet. Jeszcze kawalerem byłem. No to organizowaliśmy, bo dużo młodzieży pracowało. Nie było problemu na przykład, jeśli chodzi o mój zakład. Ja tylko mówię za siebie, za mój zakład. Pismo napisałem do dyrektora i dyrektor bardzo chętnie zatwierdził podanie, że możemy autokar sobie wziąć. Zaplanowaliśmy sobie wycieczkę na przykład w góry Świętokrzyskie czy tam jakąś miejscowość wybraliśmy. Kierowcę nam dał z autokarem i jeździliśmy do oporu. Nie było problemu, naprawdę.

Zakłady miały swoje stołówki. Zakłady miały na przykład swoje gospodarstwa. Na przykład mój zakład miał chyba trzy żłobki i dwa przedszkola. Więc były te przedszkola i żłobki zaopatrywane w naszą żywność. Hodowla świń była, zakład ogrodniczy, warzywa tam różne. Stołówka, bardzo fajne obiady były i niedrogie. Śniadania regeneracyjne i takie kolacje też bardzo fajne z naszych wyrobów zakładowych. Tutaj takie socjalne sprawy były, związki zawodowe. Ziemniaki, tkaninę sprzedawali, jakieś tam mniejsze sztuki, co nie szły za granicę, bo na przykład sztuka musiała mieć sześćdziesiąt metrów i pierwszy gatunek, a tu takie odcinki pięć, dziesięć metrów to były w sklepie. I ludzie sobie kupowali czy na pościel, czy na garnitury. Czy płaszcze szyli. bo wtedy taka moda była. Bo to, co szyte było przez państwowe zakłady, nie wszystkim pasowało, a muszę pani powiedzieć, że młodzież, dziewczyny miały pomysł i potrafiły z niczego, z flaneli ufarbować i fajne kiecki uszyć. I fajnie wyglądały. No miały zmysł taki artystyczny, mimo że w sklepach tego nie było. Bo nie ukrywajmy, nie było dużo rzeczy, nie. Ale nie było tak, że sam ocet był, bez przesady. Były kolejki. Było na kartki, ale jakoś tam się żyło.