Wracając do zakładów włókienniczych, powiem pani tak, że przeżyłem parę razy szok w tych zakładach włókienniczych. Parę razy! Pierwszy to był huk, jaki tam spotkałem i to, w jakich warunkach ci ludzie...
Kiedy po tej pracy zapaliłeś papierosa, to tak, jakby pani jadła super słodkiego cukierka
lata | 1980 dodano | 31.10.2018
dodał(a): melaine koina
Dziadek jeden pracował u Geyera na farbiarni, babcia pracowała na przędzalni u Geyera. Drugi dziadek przed wojną pracował... były takie zakłady Norbelano. To były zakłady przemysłu bawełnianego na Politechniki. W tej chwili tam już nic nie ma z tamtych zakładów. Tam w tej chwili budują baseny to wszystko. To reguły tereny Politechniki Łódzkiej. Tutaj były wielkie zakład przemysłu bawełnianego Norbelana. Tak że mój dziadek tam pracował. Jako tkacz.
Na pewno w jakiś sposób to też odbiło, że... jak ja chodziłem do tych zakładów i patrzyłem, w jakich warunkach ci ludzie tam pracowali, to naprawdę to była zgroza. Może ja nie chodziłem po dziewiarniach po przędzalniach, gdzie był po prostu wielki huk. Natomiast miałem doświadczenie, z tego, co chodziłem na wykończalnie. Tam był jeden wielki smród. Tam był smród, że po prostu nie było czym oddychać. Ci ludzie tam pracowali po osiem godzin. Tamci ludzie ciężko chorowali, zresztą to była po prostu straszna chemia. I to się odbijało też na zdrowiu.
Mogę pani powiedzieć taki przykład, że robiliśmy taki nasz wynalazek, gdzie docent Okoniewski wymyślił tak zwane włókna elektroprzewodzące. To była kępka takich włókien i to było napawane różnymi środkami miedziowymi. Jak dołożyło się do tego bateryjkę... Bateryjka to była taka bateria, miała dwa dinksy. Kiedy się dołożyło do tego włókniny, to bateria się świeciła. Ale żeby to zrobić, wie pani, to było naprawdę kosztem naszego zdrowia.
W jakich warunkach jeszcze tamci ludzie pracowali w tych zakładach, to mogę powiedzieć, jaki był efekt. W momencie kiedy pracowało się przy tym gdzieś, żeby napoić się, to zajmowało piętnaście, dwadzieścia minut. I się szło do pokoju. oczywiście w tamtych czasach wszyscy papierosy palili. Nie było takich, co nie palili. Natomiast w momencie, kiedy po tej pracy zapaliłeś papierosa, to tak, jakby pani jadła super słodkiego cukierka. To był jeden wielki cukier w ustach. Tak to się mniej więcej odczuwało.
Ci ludzie na tych farbiarniach unurzani w tym potąd. W tym huku, w tym smrodzie, w tym hałasie, w tej wysokiej temperaturze. To były naprawdę koszmarne warunki. Tak że, jak teraz byłem, widziałem, bo pokazywany na takim spotkaniu w Muzeum Włókiennictwa. Tam pokazywali, w jaki sposób to wszystko w tej chwili działa, te wszystkie komputery, to wszystko. No to jest dzień do nocy!
A wychodziło się z takiej fabryki, to w uszach aż tak szumiało z całego huku. Wie pani, bo jeśli to była ogromna hala produkcyjna i szejść takich wielkich maszyn stało jednak koło siebie i każda huczała nie z tej ziemi, każda strasznie śmierdziała i z tym te różne kwasy, to naprawdę były bardzo trudne warunki pracy. Ja się dziwie, że po prostu można było w takich warunkach pracować. No ale tak to szło. Taki był system.
Autor:
Nieznany
Licencja:
Creative Commons
Często chodziłem po papierosy, na dole była spółdzielnia, gdzie chodziłem i mówiłem, że 'Girysy' proszę. Oni tam sami robili papierosy, mieli maszynkę i tytoń przedni, turecki ta...
O Jezus! Zacznę od tego, że pierwsze, jak ja pamiętam, w swoim życiu zderzenie z prawdziwą włókienniczą Łodzią, było wtedy, kiedy mnie przywieziono z wakacji. A miałem wtedy może sześć lat. Mieszkaliś...