Po prostu mnie zaawansowało, mam wrażenie, za mądrzenie się. Za mądrzenie się. Bo było tak, że szwaczki zaczęły się buntować, bo obliczyłyśmy sobie, że te stawki, co mi nadali (bo to produkcja się zmi...
Zaawansowałam na brygadzistkę
lata | 1950 dodano | 30.10.2018
dodał(a): melaine koina
Do zakładu pracy dostałam się, ponieważ skończyłam tę szkołę krawiecką i tak byłam byłam przyzwyczajona. Tak mnie nauczono przynajmniej. I zostałam taką krawcową. Bo wtedy jeszcze nie było takich punktów, sklepów w ogóle nie było, gdzie można było kupić sukienkę czy bluzkę. Takich sklepów nie było. A więc były prywatne krawcowe. Ja właśnie byłam taką prywatną krawcową. W swoim mieszkaniu, razem mieszkałam z rodzicami, kupiliśmy maszynę do szycia. I przychodziły do mnie panie, które znałam, sąsiedzi. Jak to się mówi, taka była wiązana propaganda. Jeden drugiemu polecił. Chcesz uszyć sukienkę, to idź kup materiał. Sklepy z materiałami były obładowane, Ale nie było sukienek gotowych ani bluzek żadnych. Ani żadnych spódnic gotowych tak, jak dzisiaj można kupić. A więc zostały krawcowe. No i ja tak zostałam krawcową i w domu szyłam dziewięć lat. Szyłam dla prywatnych pań, które przychodziły. Miałam te żurnale tak zwane, gdzie są pokazane modelki, jakie sukienki, jakie fasony. Przychodziła klientka z materiałem. Ja pokazałam jej żurnal, żeby sobie wybrała, jaki model sukienki jej uszyć. To sobie zaznaczyłam, przyniosłam materiał i uszyłam. To był mój zarobek taki. Tak szyłam dziewięć lat.
Ale potem w tym czasie wyszłam za mąż. Były dzieci, małe dzieci. Brakło czasu na to. Bo przecież trzeba było dzieci też wychować. A ja lubiłam, kochałam po prostu, kochałam ten zawód bardzo. Klientki były ze mnie bardzo zadowolone. Ale mąż był niezadowolony, bo na spacer wyganiałam go z dziećmi. Mówię: "weź dzieci, a troje ich było, idź na spacer". Codziennie "idź na spacer". Mojemu mężowi się znudziło. Mówi: "co to ja jestem, jeden tylko. Jak pójdę do parku, kobity się ze mną śmieją, bo już mnie znają z widzenia. Że ja tylko przychodzę, a gdzie mam kobietę?". No i wtedy właśnie postanowiłam.
Wtedy zaczęły powstawać spółdzielnie, które były nie prywatne, tylko to była taka spółdzielnia. I ja właśnie w gazecie wyczytałam o takiej spółdzielni, że potrzebują szwaczki. A więc poszłam, tam się zgłosiłam. Nie jako krawcowa, tylko jako szwaczka, bo mówię: "przecież w szwalni to jest potrzebna szwaczka". Kazali mi najpierw uszyć jedną sztukę na próbę. czy ja umiem uszyć. No przecież jeżeli byłam krawcową. to musiałam chyba umieć. Więc mnie przyjęli jako szwaczkę na taśmę, bo to na szwalniach.
Jak jest szwalnia, to jest dziesięć maszyn w jednym rzędzie, dziesięć maszyn w drugim rzędzie i dziesięć maszyn w... I każda szwaczka siedzi jedna za drugą. Stoją wykroje gotowe i każda ma zadanie, co uszyć. Jedna zszywa rękawy, jedna wszywa kołnierzyki, jedna szyje boki. I jedna od drugiej ta sukienka od początku do końca szła, tak że na końcu już szwaczka szyła gotową sukienkę i w ten sposób wychodziły sukienki czy bluzki, czy spódnice. Tak powstawały właśnie wtedy te szwalnie.
Pracowałam tam rok, ale bardzo często te wykroje nie były bardzo dokładne. Pracowałam na tej taśmie dwa lata jako szwaczka na maszynie. Wcale nie powiedziałam, że ja jestem krawcowa. Ale te wykroje zdarzały się nam coraz mniej dokładne, że mieliśmy problemy, bo trzeba było albo coś podciąć, albo niedoszyć. Żeśmy się zgłosili do kierownictwa i mówimy: "dlaczego tak źle są tutaj te wykroje?". No ten pan nasz kierownik mówi: "a dlaczego wy się znacie? Wy lepiej szyjcie" - mówił - "uszyjcie tak, jak macie skrojone". No ale żeśmy się buntowali, bo widzimy, że to nie wygląda tak dobrze. A ja najwięcej zabrałam tam głos, no bo byłam, jak to się mówi, ja byłam krawcową. A one były tylko szwaczki. Więc one umiały tylko uszyć. Bo tak się zdarzało, że szwaczka, jak umiała rękawy wszyć, to nie umiała kołnierzyka wszyć. Ja umiała boki zeszyć, to nie umiała tego. Bo tak były ludzie przyjmowane do pracy. Bo taka szła też mowa ta robota. No to zaczęłam się mądrzyć, że nie powinno tak być. No to mi się zaczęli pytać w moim zakładzie, właśnie tej spółdzielni, a dlaczego jak tak się mądrzę? Bo ja mówię: "bo ja to bym inaczej skroiła i ja bym to lepiej zrobiła". "A dlaczego?". "No bo" - mówię - "ja nie jestem szwaczka, tylko jestem krawcowa". No to jak mówią: "Kubiakowa, ty jesteś krawcowa, no to ty nie będziesz szyła tu na maszynie, tylko tu musisz trochę przypilnować te ludzie". Zaawansowałam na brygadzistkę. I wtedy te wykroje poprawiałam, no i ta robota lepiej szła.
Autor:
Nieznany
Licencja:
Creative Commons