Ludzie też byli różni, bo na przykład raz przyszedł taki, Było ogłoszenie, że przyjmą do pracy, no i przyszedł, stanął, popatrzył i mówi: "Co tu można ukraść?". Po co nam tacy ludzie? Dlateg...
Tych majstrów jakoś tak człowiek szanował
lata | 1980 dodano | 29.10.2018
dodał(a): melaine koina
Badaczka: A jaka była relacja pomiędzy pracownikami a majstrem?
BCH: Dobry kumpel? Tak! To by był pan Leszek. Do dzisiaj pamiętam. Pamięta się tylko dobrych ludzi, zdaje mi się, tak właśnie. Naprawdę fachowiec pierwszej wody. On był kiedyś ślusarzem gdzieś tam i przypadku trafił do nas, do naszej grupy. Ale to był fachowiec, do którego nawet dzisiaj z szacunkiem bym po prostu się odnosił, bo potrafił prawie że maszynę na słuch zrobić, jak to się mówi. Był taki Walenty. Ten miał tylko dwa narzędzia: młotek i przecinek. I uważał, że tym można naprawić wszystko. Leszek był dla na nas wzorem. Naprawdę wzorem. Jeżeli coś któryś z nas skopał, to czuł się głupio, było mu naprawdę przykro, że Leszek ma przez nas jakąś tam. Bo on tak samo odpowiadał, bo były plany narzucone. Każda zmiana musiała wykonać ilość, żeby plan był zachowany, nie? Więc w momencie, gdy się trafia większa awaria, automatycznie nie można wykonać tego założonego planu. No i zarówno majster, jak i technolog szli na dywanik, bo plan diabli wzięli. Dlatego tych majstrów jakoś tak człowiek szanował. Bo raz, że zależały od niego moje pieniądze. A drugie, relacje takie czysto ludzkie naprawdę też były bardzo przyzwoite.
Autor:
Nieznany
Licencja:
Creative Commons
M.S.: Bywały takie, owszem, dni wesołe, ale bywały okresy, że było tyle pracy, że człowiek nie miał czasu, za przeproszeniem, rąk umyć, czy nawet na śniadanie iść, więc jak na osiem godzin wpadł w kro...
Tak! Tak! Grupa nas się spotkała wtedy szesnastu osób i byliśmy oddani do dyspozycji mistrzowi, majstrowi. I on po prostu pokazywał nam, jak się robi, co się robi. Dostaliśmy sprzęt do przyuczenia, al...