Tak! Tak! Grupa nas się spotkała wtedy szesnastu osób i byliśmy oddani do dyspozycji mistrzowi, majstrowi. I on po prostu pokazywał nam, jak się robi, co się robi. Dostaliśmy sprzęt do przyuczenia, al...
Z wykształcenia jestem rzeźnikiem
lata | 1970 dodano | 29.10.2018
dodał(a): melaine koina
Byłem jednym z grupy szesnastu osób, która przyjmowała z Włoch najnowszy wtedy zestaw maszyn do produkcji skarpetek. Matejki tak zwane - dwucylindrowa maszyna. Odbieraliśmy je razem z Włochami, więc uczyliśmy się od tych, którzy byli z tymi maszynami zapoznani do sedna. Uczyli nas, jak obsadzać, powiedzmy, selektory, prowadniki, igły. Zapoznawali nas z całą budową maszyny. Pokazywali, jak się ustawia systemy. To było zupełnie coś innego, bo z zawodu, z wykształcenia jestem rzeźnikiem.
Więc ta praca była dla mnie czymś zupełnie innym, różnym. I nie kłamię, że powiedzmy ze względów finansowych rozstałem się z tym, czego się nauczyłem i poszedłem tam, gdzie były po prostu większe pieniądze. A były naprawdę spore pieniądze w porównaniu do tego, co zarabiałem jako rzeźnik. To tutaj zarabiałem trzy razy tyle. Więc na przyuczeniu jako uczeń zarabiałem. Później była to praca akordowa, to dostawaliśmy szesnaście maszyn, ale mieliśmy do tego zbieraczkę. Więc to też jeszcze była takie urozmaicenie, że nie sam chodziłem w ganku. To był ciąg maszyn na pięćdziesiąt cztery sztuki w szeregu, w dwóch szeregach. I do tego była zbieraczka, ona wyjmowała produkcję z kosza i tam, gdzie powstawał błąd, czy złamała się igła czy selektor, czy podpychacz, bo niestety awarie się zdarzają. Po prostu dziewiarz musiał to wszystko usuwać, w miarę szybko bo przecież uciekały nasze pieniądze. Zbieraczka również miała za zadanie obserwować, obsadzać przędzą na wieszakach. Więc w momencie, gdzie widziała, że kończy się któraś ze szpulek, to albo podstawiała drugą, albo mówiła: "Słuchaj tam się kończy", czy: "Trzea to po prostu tu podmienić". To była nasza właściwie codzienna praca.
Praca była w systemie trzyzmianowym. To było w tym nowym Feniksie na czwartym piętrze. Najwyższe piętro. Tak, że dzisiaj nawet przejeżdżając koło Feniksa, mogę sobie po prostu popatrzeć, że tutaj parę lat po prostu zostało. Później, po okresie tych przekształceń politycznych, odeszedłem z Feniksu i podjąłem pracę w Harnamie, tutaj na Kilińskiego. Tutaj pracowałem już na farbiarni. Nie na samej dziewiarni, tylko już na tym dziale wykończeniowym. Więc tu była i stabilizacja, i tu były suszarki, tu było farbowanie. Tak, że tutaj, powiedzmy, dalszą część w jakiś sposób tej pracy w przemyśle włókienniczym się nadal kontynuowało. Może i inna, może inaczej, ale nadal w tym przemyśle i nadal z tymi ludźmi.
Autor:
Nieznany
Licencja:
Creative Commons
Jestem niejako trzecim pokoleniem osób pracujących w przemyśle dziewiarskim w Łodzi. Moi dziadkowie pracowali w obecnej Lenorze. Kiedyś to się nazywało po prostu Tasiemki. Zarówno babcia, jak i dziade...
Badaczka: A jakby pan miał porównać warunki pracy i atmosferę w Feniksie i w Harnamie? B.CH: Uuu. Niewspółmierne. To nie miało nic wspólnego. Powiedzmy z kwestią socjalną, BHP czy troską o pr...