Solidarność w Łodzi opierała się głównie na zakładach włókienniczych. Jak by nie było tutaj tych zakładów włókienniczych, to Łódź nie miałaby żadnej siły. Jeśli chodzi o Solidarność. Myśmy tam mieli b...
Wtedy poczuliśmy po raz pierwszy coś takiego, co się nazywa solidarność i wspólnota narodowa
wykonano | 10.1956 dodano | 25.10.2018
dodał(a): melaine koina
Ciekawe to były lata. Chcę tylko wspomnieć, bo opisałem to również na Facebooku. Rok '56, polski październik. Kiedy była rocznika polskiego października w ubiegłym roku, to opisałem strajki, opisałem nasze demonstracje, nasze protesty. Ja byłem na drugim roku w '56 roku. Opisałem szczególnie dokładnie i zapamiętałem to, co do godziny prawie.
Kiedy sekretarzem PZPR-u w białym domu była Michalina Tatarkówna-Majkowska, tam była jakaś komisja stronnictw politycznych. To były również wybory do sejmu. Pamiętam, że kandydatem Uniwersytetu Łódzkiego był profesor Izdebski, bo nasza inteligencja, nasza profesura chciała mieć swojego kandydata. Ale ponieważ on był bezpartyjny, partia nie chciała go wciągnąć na tę listę kandydatów. Wtedy my zaprotestowaliśmy. Zastrajkowaliśmy to raz, nie chodziliśmy na zajęcia. My - mówię, to byli studenci historii i polonistyki - mieliśmy wiec na ulicy Buczka, dzisiaj Kamińskiego, wtedy Buczka. Tam była aula uniwersytecka, tam był wydział historii i tam była stołówka, więc związani byliśmy z tą ulicą Buczka, dzisiaj Kamińskiego, bardzo przez tę aulę. W auli mieliśmy zebranie, strajkujący studenci prawa, historii, polonistyki i mat-fiz-chem-u. Pamiętam, że na tym wiecu postanowiliśmy po pierwsze strajkować, a poza tym postanowiliśmy protestować, demonstrować na ulicy.
Przywódcą takim był, pamiętam to nazwisko, Etinger i Roman Głogowski. On potem był twórcą polskiej partii demokratycznej. Te dwa nazwiska to byli nasi przywódcy. Pamiętam w październiku '56 roku któregoś dnia, wieczoru ktoś zadzwonił: "schodzić, idziemy na demonstrację". Wtedy mieszkaliśmy na Bystrzyckiej. Bystrzycka to była ulica, gdzie dzisiaj Lumumbowo. I wtedy wszyscy mieszkańcy, ja na pewno tam byłem wśród nich, tam jeździła "6", dochodziliśmy do "6" na Pomorską. Wtedy to była ulica Nowotki. Zatrzymywaliśmy kilka kolejnych "6", zamykaliśmy drzwi i mówiliśmy do motorniczego: "jedziemy pod biały dom". "6" zatrzymywała się, bo jechała Piotrkowską, zatrzymywała się przy Wigury. Wtedy my, kilka tych kolejnych "6". Taki demonstracyjny protest. Demonstrację taką zorganizowaliśmy i pod biały dom. Śpiewaliśmy "Rotę", piosenki ułańskie "Przybyli ułani" itd., itd., "Wojenko, wojenko", no bo to przecież byli studenci.
Co ciekawe, nie było żadnego milicjanta, nikt nas nie zatrzymywał, nikt nas nie legitymował. Oblegaliśmy biały dom, dzisiaj tam jest sąd, prawda? Tak. Co kilka godzin grupa naszych delegatów wchodziła z naszymi żądaniami do tego budynku, ale nie wypuszczali ich. Ponieważ nie wypuszczali naszych wysłanników, to myśmy kolejną znów delegację tam wysyłali. I jak mówię, jednym z przywódców był Roman Głogowski, Etingera nie pamiętam, ale Roman Głogowski na pewno tam był. Kiedy zbliżała się jedenasta, czy dwunasta w nocy i nie było żadnej odpowiedzi. Nikt stamtąd nie wychodził, więc w końcu sprawa się, że tak powiem, rozmyła. Zdecydowaliśmy zawiesić ten strajk, protest i wracaliśmy do domu.
Co jest charakterystyczne, że kiedy wracaliśmy ulicą Piotrkowską do placu Wolności, całą szerokością ulicy i widzieliśmy policję (ZOMO wtedy jeszcze nie było), milicję widzieliśmy. Ale żaden milicjant nas nie legitymował, nikt nas nie atakował, nikt nas nie inwigilował itd. I tak sobie dzisiaj z perspektywy rozważam, nachodzi mnie taka refleksja, że ci milicjanci wcale nie byli wrogami tych przemian. Oni nie byli naszymi wrogami, bo przecież nikogo z nas wówczas nie dotknęły żadne sankcje, nikt nie został powołany do wojska, absolutnie. A przecież łatwo było nas zidentyfikować, nie chodziliśmy na zajęcia, nie kryliśmy się w tym, w ogóle się z tym nie kryliśmy. Pamiętam, doszliśmy do placu Wolności i rozwiązaliśmy ten swój pochód i wtedy, co było niesamowicie rozczulające... Być może, że za chwilę się rozpłaczę, bo to w ogóle jest rzecz niespotykana. Były tam taksówki, i prywatne samochody i nas studentów rozwozili, bo już tramwaje nie jeździły. Część z naszych kolegów skręciła na Narutowicza. Pamiętam, że na Narutowicza stały tak samo samochody, tu na Placu Dąbrowskiego przed Teatrem Wielkim. Samochody prywatne, taksówki nas rozwoziły, oczywiście gratis.
Wtedy poczuliśmy po raz pierwszy coś takiego, co się nazywa solidarność i wspólnota narodowa.
A potem była słynna hala Wi-my, Widzewska Manufaktura. To była ogromna hala sportowa. Tam toczyły się też walki. Tam był wiec ogromny. Tam też, pamiętam, przemawiali różni ludzie. Wtedy byłem na drugim roku, nie wszystkich pamiętałem. Ale pamiętam, że przemawiał Roman Głogowski i pamiętam, że również była tam Michalina Tatarkówna-Majkowska. Też przemawiała, też była. Oczywiście nawoływali nas do spokoju. Myśmy żadnej rewolucji tam nie robili. Ale pamiętam tylko tyle, że taki apel był, że w kierunku Łodzi zbliżają się czołgi sowieckie. Więc pamiętam, że ten Etinger mówił, że mają oni (oni byli z mat-fiz-chem-u), że mają nadajniki, że mają krótkofalówki, że organizował taką właśnie grupę radiowców. A do dziewczyn apelował, żeby zbierać kamienie i żeby dziewczyny z tymi kamieniami zaczepiały, jak już Rosjanie wejdą. Żeby zaczepiały tych Rosjan, ale nie żeby rzucały kamieniami, tylko żeby kamienie wrzucały do czołgów. Takie były pomyły na samoobronę. Taki to był rok '56.
Autor:
Nieznany
Licencja:
Creative Commons
MB: Ja nie miałem tu w Solidarności przeciwników. Dlaczego? Bo ja spadłem z księżyca. Ja nie należałem nigdy do żadnej partii, do żadnej organizacji. Ni stąd, ni zowąd zrobiłem strajki i jako młody cz...
Opuszczałem zakłady mięsne ze względu na zarobki, ale Feniks to już, można by powiedzieć, że ze względów politycznych. I tak się niestety też działo bo, ta nasza "Solidarność" nie zawsze był...