Rozmówca:

Bezdomność polonisty

lata | 1960 dodano | 24.10.2018

bezdomność , meldunek , nauczyciel , polonista

dodał(a): Profil użytkownika melaine koina

No i poszedłem na filologię polską. Skończyłem filologię polską w '60 roku i zacząłem pracować w łódzkich szkołach na Bałutach. Wróciłem na Bałuty, ale za mną, jako za bezdomnym człowiekiem i ofiarą tej, że tak powiem, bezdomności, człowiekiem wypędzonym z Bałut, ciągnęła się ta bezdomność. Ja miałem zameldowanie na Limanowskiego 161 i mogłem niby teoretycznie tam mieszkać. Ale nie mieszkałem tam, dlatego, że kiedy byłem w maturalnej klasie, powrócił już mój szwagier z wojska, z tej kopalni, urodziło się w tej rodzinie dziecko. Czworo, troje dorosłych i dziecko w jednym mieszkaniu to było niemożliwe, dlatego mieszkałem w akademiku. W kilku akademikach mieszkałem.

Ale z kolei w '60 roku dramat mój polegał na tym, że byłem zameldowany, miałem zameldowanie, czyli mogłem pracować w Łodzi. Wtedy był zakaz pracy dla tych, którzy nie byli zameldowani w Łodzi, nie mieli prawa pracować tutaj. Ja mogłem pracować i rzeczywiście pracę dostałem, ale mieszkania nie miałem. Tam już było dziecko, mój szwagier był krawcem, w tym jednym pokoju bez kuchni. No więc moja bezdomność wyglądała w ten sposób, że mieszkałem u rodziny mojej uczennicy z szóstej klasy jako sublokator na Żubardziu, w szkole numer 35 pracowałem tam i uczyłem tego dziecka wszystkiego. Płaciłem dwieście złotych. Ale niestety po roku, mówię niestety, bo to związane z moją bezdomnością, zadzwonił dyrektor XXII liceum z ulicy Pojezierskiej. Nie do mnie, tylko do pai dyrektor szkoły zadzwonił i zapytał, czy to prawda, że ma takiego młodego nauczyciela, który uczy dwóch języków, bo ja uczyłem w tej szkole 35 polskiego i niemieckiego. Wtedy w tym XXII liceum utworzył się wakat, bo polonista, który uczył tam polskiego i niemieckiego został dyrektorem XXVIII liceum na Bałutach, no i poszukiwano takiego, który by łączył te dwa przedmioty. Tak trafiłem do liceum XXII. Potem w tym budynku pracowałem w sumie szesnaście lat, bo tam była szkoła podstawowa i liceum. Uczyłem niemieckiego w szkole podstawowej, a polskiego uczyłem w liceum. Kiedy liceum, mówiąc językiem dzisiejszym, było wygaszane, to powstało tam technikum mechaniczne i w technikum mechanicznym pracowałem do '72 roku. Ten wątek pedagogiczny, szkolny, nie chciałbym go tutaj rozbudowywać. Jest bardzo ciekawy i interesujący, jak wyglądały te moje uniwersytety, jak uczyłem się żyć, jak praktykować ten najtrudniejszy zawód.

Od 72 roku pracowałem na Uniwersytecie Łódzkim w Studium Języka Polskiego Dla Cudzoziemców. To bardzo ciekawy też epizod w moim życiu. Kontakt z cudzoziemcami, z młodymi ludźmi w ogóle z całego świata, czterdziestu kilku narodowości. Ale wrócę jeszcze do tej bezdomności, bo gdzie ja właściwie mieszkałem jako... Tak, mieszkałem najpierw u tej uczennicy, u rodziny uczennicy. Potem przez kilka miesięcy mieszkałem w pokoju w mieszkaniu u pani profesor Gosiewskiej. To była moja nauczycielka akademicka. Ponieważ ona miała dwa domy - w Warszawie i Łodzi, to też na ulicy Tybury pozwoliła mi zamieszkać. Miałem swoją walizkę i kilka tam różnych drobnych rzeczy. I tam się przeniosłem. Kiedy dyrektor Józef Rynkowski, to postać naprawdę wybitna w historii oświaty łódzkiej, ówczesny dyrektor XXII liceum do mnie zadzwonił.

Nawiasem powiem, że to jest postać historyczna dlatego, że był organizatorem Uniwersytetu Łódzkiego, był pierwszym dyrektorem administracyjnym magister Józef Rynkowski, absolwent matematyki i psychologii, przedwojenny nauczyciel. Właśnie on był dyrektorem, a profesor Tadeusz Kotarbiński był rektorem. Te dwie osoby organizowały uniwersytet.

Kiedy dyrektor Rynkowski zadzwonił i mnie, że tak powiem, na telefon zatrudnił, to powiedziałem, że nie mam gdzie mieszkać. A on powiedział: proszę pana, to jakoś to załatwimy. No i załatwione to zostało w ten sposób, że zamieszkałem w sekretariacie szkolnym (śmiech). Były dwa sekretariaty - sekretariat licealny i sekretariat szkoły podstawowej. W nocy w sekretariacie kierownika szkoły podstawowej mieszkałem ja, a w dzień urzędował tam kierownik szkoły. Całe to moje gospodarstwo mieściło się w szafie: łóżko składane turystyczne na noc składałem, kuchenka, na której coś tam pichciłem sobie na śniadanie i na kolację. I tak dwa lata mieszkałem w tym właśnie sekretariacie.

Autor: Nieznany
Licencja: Creative Commons

zgłoś naruszenie zasad

komentarze
Szukaj
zobacz również

Nasza rodzina już niestety nie wróciła do Łodzi. Nasza mama, mamusia bardzo bolała nad tym, że choć była weberką i miała przed sobą świetną przyszłość, przecież mogła po wojnie zostać, pracować jako t...

więcej
Logo portalu Miastograf

Logo Stowarzyszenia Topografie Logo Muzeum Miasta Łodzi Logo Narodowego Instytutu Dziedzictwa Logo Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego Logo Łódź Kreuje

Dofinansowano w ramach programu Narodowego Instytutu Dziedzictwa – Wspólnie dla dziedzictwa