Rozmówca:

To była naprawdę demonstracja kobiet!

lata | 1980 dodano | 23.10.2018

solidarność , strajk głodowy , strajk włókniarek

dodał(a): Profil użytkownika melaine koina

Solidarność w Łodzi opierała się głównie na zakładach włókienniczych. Jak by nie było tutaj tych zakładów włókienniczych, to Łódź nie miałaby żadnej siły. Jeśli chodzi o Solidarność. Myśmy tam mieli bardzo mocne wejścia w tych zakładach, mieliśmy mnóstwo członków w tych zakładach. I nikt nie mnie przekona, że jest inaczej. Dla mnie kobiety są dużo bardziej, jakby to powiedzieć, wymagające od facetów. A poza tym one są bardziej wiarygodne w tym, co mówią, w tym, jak się zachowują. Są bardziej otwarte, walą prosto z mostu, nie obcyndalają się, tylko mówią dokładnie to, co myślą. I z tymi babami można było tu wszystko zrobić.

Jak myśmy myśleli o tym, żeby zrobić marsz głodowy w Łodzi... Mnie zlecono to zadanie, żebym zorganizował marsz głodowy. Najpierw podbudowałem trochę atmosferę przejazdami. Najpierw budowlanki całej łódzkiej, tych zakładów transportowych, budowlanych. Jednego dnia one jechały przez całą Piotrkowską od początku do końca. Drugiego dnia moje pekaesy pojechały od początku do końca całą Piotrkowską. Narobiły tam bałaganu, podniosły atmosferę. A trzeciego dnia zebrałem te wszystkie kobity pod katedrą z tych zakładów pracy.

Najśmieszniejsze było to, że ustawiłem ich wszystkich, a głównym hasłem było: My chce jeść, my chcemy chleba, my chcemy godnie żyć! A w pierwszych rzędach mi się ustawiły takie grube baby. Ja patrzę, mówię: no jak, co wy chcecie jeść, jak wy jesteście już za grube? Wynocha mnie na koniec tam. I wygoniłem te stare, grube baby tam na koniec. I mówię: poniżej czterdziestu kilo do przodu. Do przodu wziąłem te wszystkie chude bidule, takie wychudzone, wysuszone, żeby one mnie tutaj hasła wznosiły i żeby było widać, że kobity są niedożywione, a nie takie grube babska z dziećmi w wózkach jeszcze i one jeszcze na pierwszy rząd się ustawiły i one będą krzyczeć: my chcemy jeść, my chcemy chleba, my chcemy godnie żyć!

No śmiesznie było, ale potem co zapodałem jakieś hasło, to jedna krzyczy tak, druga krzyczy tak, trzecia tak. Tak nie bedzie. Wziąłem z pięćdziesiąt, sześćdziesiąt tych bab, tych chudych przede wszystkim, poszedłem z nimi na Piotrkowską dwieście sześćdziesiąt na podwórko zarządu regionalnego Solidarności. Ustawiłem je i mówię: tera bedziemy się uczyć krzyczeć, bo nic z tego nie będzie, nikt nas nie zrozumie. I ze dwie godziny uczyłem je krzyczeć. One zaczynały krzyczeć hasło i tamci z tyłu powtarzali. Bo tak, to każdy krzyczał swoje i z tego protestu by nic nie wyszło, bo ta by krzyczała: ty łobuzie!, tamta: precz z komuną! Wie pani, a ja mówię, musimy krzyczeć wszystko to samo. Wy poddajecie hasło, wtedy te z tyłu kobitki podchwytują i też się drą. A tak to nic z tego nie wyjdzie. Nauczyłem je krzyczeć i do dzisiaj pokazują czasami w telewizji te marsze. Ja jechałem na Nysce, na dachu Nyski z przodu i przez tubę im tam te hasła zapodawałem, a one za mną tam krzyczały kobity.

Jak ta Janka się nazywała, już nie pamiętam, ona nie żyje, do Szwecji wyjechała w stanie wojennym. Włókniarka właśnie, ale zapomniałem jej nazwisko, wie pani. Ona tam później, mam zdjęć pełno z tego, ona tam później na placu Wolności, jak żeśmy już tam skończyli, tam stanęliśmy, tam przemawialiśmy, Słowik i ta Janka, i ja. Tam żeśmy gadali. I pamiętam, że to była naprawdę demonstracja kobiet. Tam były przede wszystkim kobiety.

Cały czas żeśmy się bali prowokacji, ale ja se wymyśliłem, wie pani, dzisiaj widzę, że wszyscy to robią, nawet rządowe te widzę. Ja se wymyśliłem, bo cały czas mieliśmy na uwadze prowokację, że ktoś nam wejdzie między tych ludzi i zacznie wykrzykiwać jakieś hasła, a myśmy nie chcieli krzyczeć politycznych haseł, bo to się równało za chwilę awanturze. Nasza demonstracja była uzgodniona z Lutomierską, z ubecją i z policją. Myśmy do nich poszli, powiedzieliśmy, że będziemy demonstrować w tych dniach, odtąd dotąd będziemy szli, proszę bardzo. Poprosiliśmy policję, żeby zamknęła ruch na tych ulicach w momencie, kiedy będziemy przechodzić. Robiliśmy to tak, jak to się robi na Zachodzie. Nie na żywioł. Bo w Warszawie zrobili to na żywioł, później już po nas. A nie, my nie, myśmy postanowili, że robimy to wszystko tak, jak to powinno wyglądać. Idzie związek zawodowy, uzgadnia z władzą, że wtedy i wtedy będzie protest, odtąd dotąd idziemy, w tych i w tych godzinach, prosimy o zamknięcie ruchu i tak dalej, i tak dalej.

Ale cały czas żeśmy się bali, że do środka, do tych kobit dostaną się prowokatorzy. To ja se wymyśliłem, wziąłem tych chłopów z tych zakładów, kupiłem chyba z pincet metrów takiej grubej liny, ustawiłem tych chłopów dookoła tych kobit z tą liną i oni trzymali tą linę. I powiedziałem, że jak ktoś przez tą linę przejdzie, to go zabij skurwiela. Nie ma prawa nikt przejść za tę linę. Ty pilnujesz tego swojego pół metra do przodu i pół metra do tyłu, żeby tam nikt nie wlazł. Masz tę linę po to, żeby ona odgradzała kobity od kogokolwiek, kto chciałby się tam dostać. I nikt tam nie wszedł, nie było żadnej prowokacji. Żadnej. Spokojnie żeśmy się rozeszli, pokrzyczeliśmy, było tam tych telewizji amerykańskich i takich, i siakich, i owakich. I wszyscy się dziwili.

Dzwonili z Warszawy, żeby przyjechać i u nich zorganizować. A ja zadałem pierwsze pytanie: czy to jest uzgodnione z policją? Oni powiedzieli, że nie. To ja powiedziałem, że ja tam nie jadę. Do widzenia. Albo zachowujemy się jak poważni ludzie, jak poważny związek zawodowy, albo jak banda śmondków wyrwanych. Ale oni tam chcieli zrobić tę prowokację, to zrobili. Tam naprawdę to zrobili oni prowokację, a nie policja, bo nic nie uzgodnili, poszli, zablokowali miasto, stanęli na tym rondzie de Gaulle'a i robili hop-siupy. Ipecjalnie to robili. Sprężyna korowców, Kuronia i tych innych śmondków, wie pani. Żeby nie było nieporozumień, nigdy ich nie lubiłem i do dzisiaj ich nie lubię. Zawsze mi śmierdzieli czymś.

Tutaj w Łodzi był Józiu Śreniowski, którego do dzisiaj nie znoszę, który, nie wiem, gdzie on pracował nawet, który nigdy nie był naszym przyjacielem. On był korowcem. Było paru przyzwoitych ludzi wśród nich, ale generalnie wyczuwaliśmy, że to jest coś związane z lewicą, a my jesteśmy katolikami i tu żeśmy się nie zgadzali. Nie było zgody na to.

Natomiast, powiem pani tak, że jak stan wojenny wybuchł, to niestety, ale wtedy się okazało, że wszystkie te włókniarki i cała ta Łódź to nie jest miasto do tego, żeby demonstrować. Bo te kobity miały do wyboru: rodziny, dom, dziecko czy pójść i walczyć z tymi sukinsynami czerwonymi. I do dzisiaj nie mam im za złe za to, że wtedy tak naprawdę nie można było nikogo skaptować do tego, żeby stanęły na chwilkę w Marchlewskim. Stanęły na chwilkę w Bistonie, w paru zakładach, ale generalnie, jak zobaczyli takiego pieprzonego zomowca z tą tarczą, z tą pałą, z karabinem i jeszcze czołg przejechał niedaleko, to one wszystkie miały pełno w majtkach. I ja się nie dziwię, wie pani, bo ja w wojsku byłem, wiem, jak ludzie reagują na sprzęt, na huk tego sprzętu, na to uzbrojenie, na to wszystko. Te kobiety po prostu miały do wyboru: albo pilnować swoich dzieci, swoich domów, swoich rodzin, albo iść i demonstrować.

Te, co już były urodzonymi rewolucjonistkami, to tam poszły i tam próbowały coś robić, ale ja chodziłem po wielu zakładach włókienniczych i nie tylko kobitki płakały. Głównie się spotykałem z płaczem, wie pani. Ale w Ortalu, pamiętam (to była fabryka przy Limanowskiego, już jej nie ma, zmielona, plac tylko po niej został), to szef Solidarności w tym zakładzie płakał jak baba i powiedział, że on ma troje dzieci i on nie pójdzie demonstrować ani się upominać o tych, których pozamykali, bo on chce ich wyżywić i zapewnić im jakieś życie na przyszłość. Tak, że Łódź nie była dobrym miastem do tego, żeby w jakiś bardziej drastyczny sposób walczyć z komuną. I nie dlatego, że tu byli tchórze, tylko dlatego, że tu większość to były baby. A ja się tym babom nie dziwię. Wie pani, takich głupich Wandów Wasilewskich i Różów Luksemburg to akurat na szczęście nie było. Dużo by opowiadać jeszcze o tym.

Autor: Nieznany
Licencja: Creative Commons

zgłoś naruszenie zasad

komentarze
Szukaj
zobacz również

MB: Ja nie miałem tu w Solidarności przeciwników. Dlaczego? Bo ja spadłem z księżyca. Ja nie należałem nigdy do żadnej partii, do żadnej organizacji. Ni stąd, ni zowąd zrobiłem strajki i jako młody cz...

więcej

Ciekawe to były lata. Chcę tylko wspomnieć, bo opisałem to również na Facebooku. Rok '56, polski październik. Kiedy była rocznika polskiego października w ubiegłym roku, to opisałem strajki, opisa...

więcej

Opuszczałem zakłady mięsne ze względu na zarobki, ale Feniks to już, można by powiedzieć, że ze względów politycznych. I tak się niestety też działo bo, ta nasza "Solidarność" nie zawsze był...

więcej
Logo portalu Miastograf

Logo Stowarzyszenia Topografie Logo Muzeum Miasta Łodzi Logo Narodowego Instytutu Dziedzictwa Logo Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego Logo Łódź Kreuje

Dofinansowano w ramach programu Narodowego Instytutu Dziedzictwa – Wspólnie dla dziedzictwa