Cmentarz Świętej Anny na Zarzewie
wykonano | 27.05.2011
dodano | 26.08.2015
cmenatrz
,
rodzina
,
zarzewie
dodał(a):
Barbara Skórzak
Cmentarz Świętej Anny na Zarzewie. Najpierw chodziłem tam z rodzicami do ich rodziców. Trójka wtedy dojeżdżała bardzo, bardzo daleko to pętli przed cmentarzem jeszcze. Potem trzeba było przejść tory i długo, długo iść, aż dochodziliśmy do grobu dziadków i babci. Potem przyszło nam chodzić do Janusza, mojego brata a syna matki i ojca. Potem chodzę do moich rodziców. Cmentarz uświadamia nam te kres drogi i uświadamia nam wielką miłość do tych, którzy nas zrodzili, nam pomagali, a którzy teraz, miejmy nadzieję , patrzą na to z góry. Jest taka anegdota Sztaudyngera: Ani się nie opamiętasz , kołyska , wesele, cmentarz. Być może nie przytaczam jej dokładnie, i tu wolałbym ją uściślić. Ale ta szybkość życia ,
i przy drugiej fraszce, bo to fraszka była, oczywiście. I druga fraszka Sztaudyngera to, że: życie jest taką chwilką między wiecznościami, mówi. I to tak jest. Niemniej jednak każdą z chwil należy na tej linii takiej jeszcze potraktować wzwyż, jakby szerzej te linie budując. I od tego zależy chyba wartość życia, i cieszę się, że udało mi się wiele skorzystać z tego, co jest najwspanialszym w życiu ludzkim. Mianowicie, ze spotkania z drugim człowiekiem. Można oczywiście podziwiać wieżę w Pizie, można wieżę Eiffla podziwiać, można jeździć, robić tysiące zdjęć i potem pokazywać je gościom. To wszystko tak, tak, oczywiście. Świat jest piękny. Sam podziwiałem Jerozolimę i uwielbiam to miasto, i zresztą nie tylko, i Barcelonę, ale to tylko rzeczy. Natomiast spotkanie z każdym z ludzi,
z którymi udało mi się spotkać, nie zawsze przeprowadzając wywiad, bo i z panią Wisławą Szymborską, to były chwile, ale chwile rozmów, które zostały we mnie i budowały gdzieś tam moją duszę. Tych osób było mnóstwo. To się wiązało z pracą, więc miałem to szczęście. Miałem to szczęście, że ten czas linearny poszerzyłem wzwyż, że nie tylko biegł on w latach, ale biegł w tych chwilach kiedy, no słyszałem symfonie radości w sobie z tego powodu, że porozmawiałem, że udało mi się rozmawiać, że gościłem u Amoza Oza i wielu pisarzy, i to ja miałem taką radość, że sobie porozmawiałem i czegoś się od niego dowiedziałem. To nie byli ludzie banalni. I każde z tych spotkań, każde z tych spotkań dawało mi, no to co odkłada się
w takiej cichej radości, więc stojąc nad grobem rodziców , nad grobem brata, modląc się, zawsze dziękuję za to pierwsze tchnienie, jakie dał mi brat, za zrodzenie mnie, za urodzenie mnie, za to matczyne serce i za wielką opiekę, taką prawną. W sensie budowania prawa
w człowieku mojego ojca. Odwiedzam również inne groby rodziny, jak profesora Zenona Płoszaja, który był dyrektorem Szkoły Muzycznej w Łodzi, ale przede wszystkim wirtuozem i pięknym skrzypkiem, który jak ojciec opowiadał od dzieciństwa, marzył, żeby grać na skrzypeckach, na skrzypeckach, nawet jak seplenił tak bardzo, te skrzypecki, skrzypecki. Jak nie miał
z czego, zrobił sobie ze sznurka i z kawałka deski coś, co rzępoliło, więc wiadomo było, że będzie skrzypkiem, będzie wirtuozem i był. Odwiedzam groby przyjaciół, Janiny Habdas, malarki, którą bardzo lubiłem i ona mnie też, i której obraz właściwie mam przed oczyma codziennie rano, budząc się. Obraz, konkretny obraz. I wielu, wielu tych, którzy mi pomogli, ale również idziemy i zawsze, tak jak zawsze z rodzicami szliśmy na groby żołnierzy z tysiąc dziewięćset dwudziestego roku. I tam tym bardziej sobie uświadamiam, że jak wielką, jak wielkim szczęściem dane było mi przeżyć tyle lat, kiedy tam, wśród nazwisk, które są znane, bo i są nazwiska nieznane, że te nazwiska podają również wiek: siedemnaście lat, osiemnaście. I dlatego idąc na cmentarz, składamy hołd każdemu życiu. I również uświadamiamy sobie, jak cenne jest nasze życie.
Autor:
Agnieszka Barczyk
Licencja:
Creative Commons
zgłoś naruszenie zasad