Kilka słów o rodzinie
wykonano | 27.05.2011
dodano | 26.08.2015
dąbrowa
,
dzieciństwo
,
rodzina
dodał(a):
Barbara Skórzak
Blok na Dąbrowie, czteropiętrowy. Oknami kuchni, oknami północnymi do ulicy Lenartowicza przystaje. To było wielkie szczęście dostać mieszkanie i pomogło mi Stowarzyszenie Dziennikarzy. No i fakt, że łączyliśmy dwie książeczki, moją i mojej żony. Także był to powód, dla którego mogłem w pewnym przyspieszeniu to mieszkanie otrzymać, chociaż wpłaty na te książeczki już były około lat osiemnastu dokonywane, przez osiemnaście lat były dokonywane. No i tutaj, w tym domu zamieszkaliśmy z żona, i pojawił się pierwszy syn Adam, w siedemdziesiątym dziewiątym roku. W osiemdziesiątym piątym syn Mateusz. Pamiętam, kiedy koledzy z telewizji pomogli mi przywieźć, bo ja miałem przez pewien okres czasu samochód, ale to jest inna zupełnie przygoda i nie byłem dobrym kierowcą, dałem sobie święty spokój z tym. Koledzy z telewizji pozwolili mi, pomogli mi przywieźć z ulicy ze szpitala Marii Curie – Skłodowskiej pierwszego syna potem z Kopernika przywiozłem drugiego i tutaj zaczynało się całe szczęście wzrastania i obserwowania tych ludzi, którzy stawiali pierwsze kroki . Dziś są poważnymi, no panami, dwadzieścia sześć lat, trzydzieści dwa. I jeden jest fotografem, ten starszy, już to mówiłem, młodszy jest ekonomistą. Ale tu obserwowałem najpiękniejszy proces wzrastania człowieka od jego niemowlęctwa, od mycia, od zmieniania pieluch, od kłopotów, Aż do chwili, kiedy no otrzymali potem swoje dyplomy, wcześniej świadectwa. Otrzymywali piątku, szóstki, potem zaczęli stawiać, ale i dwóje. I to było cos wspaniałego, coś, co bardzo cementuje rodzinę i moim wielkim życzeniem jest, by każdy tego mógł doświadczyć, nawet za cenę in vitro i nie ma nic piękniejszego niż radość dziecka, które przychodzi i obejmuje nogi
i mówi tata po raz pierwszy a potem się wspina. To są sprawy nie do zapomnienia i szkoda, że one tak szybko, że one tak bardzo szybko przechodzą, że one tak mijają. Właściwie teraz, z żona, kiedy jesteśmy tu sami, zastanawiamy się, jak to się stało, że to już jest poza nami. Teraz czekamy na wnuków. Mamy nadzieję. Tutaj również były nasze dwie matki. Moja była ciężko chora, Alzhaimer. Matka mnie nie poznawała już pod koniec życia, także przeżyłem straszny ten moment, że osoba tak kochana właściwie jest zupełnie wyobcowana i nie ma świadomości, że to stoi przed nią jej jedyny syn , że my się nią opiekujemy. To nie chodzi o to, ze my się nią opiekujemy, tylko że ona całe życie mnie przytulała i bardzo , bardzo kochała.
I potem to się tak musiało, widocznie tak musiało się stać. Odeszła jedna babcia, zamieszkała równie chora, to znaczy nie na tak ciężką chorobę , ale na samotność, która nie pozwalała, no właściwie samemu się prowadzić, prowadzić zakupów i tak dalej. Zamieszkała druga babcia, matka mojej żony. Także tu, w tym domu było bardzo dużo ludzi, dawaliśmy sobie radę, pracowaliśmy, wychowaliśmy dzieci. Pomogliśmy naszym mamom. No i zostały albumy, zostały wspomnienia i radość, kiedy dwóch chłopaków przychodzi na obiady i zawsze na nich czekamy z wielką, z wielką radością ich witając właśnie w progu. Są u siebie.
Autor:
Agnieszka Barczyk
Licencja:
Creative Commons
zgłoś naruszenie zasad