wspomnienie obrony pracy magisterskiej
wykonano | 27.05.2011
dodano | 25.08.2015
buła
,
obrona
dodał(a):
Barbara Skórzak
I tu także przy Matejki w Bibliotece Uniwersyteckiej broniłem pracy magisterskiej. Tam pani profesor Stefania Skwarczyńska miała swój gabinet. Z pracy otrzymałem piątkę. Pani profesor Kamińska również pochwaliła mnie za wiedzę językoznawczą, bowiem zinterpretowałem powstanie języka ogólnopolskiego poprzez Arystotelesa i jego mmm złoty środek. Wywołało to śmiech co, co potem koledzy i koleżanki mówili coś ty dowcipy antyczne opowiadał. Bo (.)obie panie profesorki śmiały się z tego sposobu interpretacji powstania języka ogólnopolskiego, bo były dwie teorie, że z Małopolski, że z Wielkopolski, a prawdziwa, najprawdopodobniej i z jednej,
i z drugiej, czyli złoty środek – z jednej, i z drugiej części Polski. Tego roku, kiedy zdawałem prace, kiedy broniłem pracy, zginął mój brat i ten gmach również wiąże się z pewną historią, historią domową po części. Znaczy bardzo domową właściwie, bo termin pracy, obrony pracy, był 27 czerwca. Ja powiedziałem rodzicom, że będę bronił 28. Skłamałem, żeby ich nie denerwować.
I po cichu wyniosłem garnitur z domu poprzez pomoc kuzyna. On przyjechał w jakiś sprawach, z wielką torbą, za chwilę tam wyjechał. Ten garnitur przyniosłem do mojego kolegi i przyjaciela, również z grupy pani profesor, Juliusza Cyperlinga, który mieszkał przy ulicy Zelwerowicza, w tamtych pięknych domach. Julek już niestety nie żyje. Był dziennikarzem także i bardzo wcześnie zmarł. Tam garnitur czekał na mnie, więc 27 rano, powiedziałem mamie, że właściwie idę jeszcze się pouczyć u, z kolegami, i wyjechałem w jeansach i tudzież w koszuli i szybko do taksówki i szybko do Juliusza. Tam przebrałem się w garnitur, jeszcze wyniosłem koszulę, krawat oczywiście, i buty.
I w takim stanie pojechałem, poszedłem, bo to przecież parę kroków, na Matejki. Egzamin, jak już mówiłem, zdałem bardzo pięknie. Już nie przebierałem się, tylko w taksówkę do domu pędem. I wszedłem do tego domu przy ulicy Strzelczyka w garniturze. Mama siedziała w kuchni
i przygotowywała coś na przyjęcie. Przyjęcie, które miało się odbyć następnego dnia, dla naszej rodziny, no bo syn miał następnego dnia bronić magistra. Wszedłem i z przedpokoju do kuchni, mówię tak: to ja już jestem magistrem. Mama nie zrozumiała. Ja już jestem magistrem. Jak to? Przecież jutro masz egzamin. Nie. Ja Was skłamałem . Ja Was okłamałem i powiedziałem dzień później a przed chwilą odbyła się obrona, dostałem piątkę do indeksu. I za chwilę przychodzi ciocia, wujek Grzegorz, kuzyn, ten, który wyniósł ten garnitur i dzisiaj balujemy. Mama powiedziała: synu, jak to? Bez sernika? Dopiero później zerwała się i mnie uściskała. Także miało być bez sernika i było.
Autor:
Agnieszka Barczyk
Licencja:
Creative Commons
zgłoś naruszenie zasad