Muzeum Sztuki
wykonano | 1960
dodano | 25.08.2015
galeria
,
jacek ojrzyński
,
marian minich
,
muzeum sztuki
,
wystawa sztuki
,
zbigniew warpechowski
dodał(a):
Dorota Paradowska
Po studiach, w Muzeum Sztuki. Akurat ten wywiad, ta rozmowa odbywa się na terenie Muzeum Sztuki, co nadaje temu spotkaniu jakiś specjalny wymiar i atmosferę. W Muzeum Sztuki pracowałem osiem lat, najpierw za dyrekcji Mariana Minicha, potem Ryszarda Stanisławskiego, a więc, pamiętam te najdawniejsze czasy. Minich to była postać niezwykle barwna, może kontrowersyjna. Jednego razu, było to w ‘60tych latach, jesienią późną miał przyjechać do muzeum, z wizytą, wicedyrektor galerii w Dreźnie, który miał wygłosić, naturalnie po niemiecku, odczyt, o zbiorach galerii w Dreźnie. Był to listopad, deszcz padał, a w PRL-u gaszono światła wtedy. I diabli nadali, zgasili światło. Pełna sala ludzi, odczyt się nie może odbyć. Minich, nie stracił rezonu, ubrał dwóch woźnych, w smokingi, wręczył kandelabry, i oprowadzał Niemca po zbiorach, po galerii, w studni, bo tak wyglądało, tak wyglądał wewnętrzny dziedziniec muzeum, przesuwały się jak duchy, światła. Ale zapaliło się światło – no więc odczyt będzie. Wzięli jakiegoś tłumacza, przygodnego, z zespołu tłumaczy przysięgłych, jakiś ekonomista, który, ni w pięć ni w dziewięć, nic o sztuce nie miał pojęcia, zaczął tłumaczyć wykład Niemca. Niemiec pokazuje martwą naturę Van Gogha, a ten tłumaczy „Spokojny żywot ulęgałek”.
No więc, Jacek Ojrzyński, późniejszy wicedyrektor muzeum, znał świetnie niemiecki więc wyrzucił tego tłumacza i zaczął tłumaczyć wreszcie jak trzeba. No ale Niemiec, coś dwa dni i dwie noce spędzał na terenie muzeum, w pokoju gościnnym. Kiedy go Jacek odprowadzał, bodaj trzeciego dnia, na dworzec Łódź Fabryczna do Warszawy, Niemiec mówi: „Herr, Ojżyński, czy wasz dyrektor trochę nie bardzo?” I wykonał charakterystyczny ruch „Co się stało?”. A Niemiec mówi: „A dyrektor Minich w nocy przyszedł do mnie w piżamie, usiadł mi na łóżku, i zaczął śpiewać piosenki z wiedeńskich kabaretów, sprzed pierwszej wojny”. Taki był Minich. Kiedy ja zacząłem, pracować u niego, coś bodaj trzeciego dnia, a siadywał w bibliotece muzeum zawsze, nie u siebie w gabinecie. Jak chciał z kimś, mówić, to kiwał palcem, żeby ten ktoś przyszedł. Kiwa na mnie, więc ja, wtedy młodszy asystent, stanąłem na baczność, „Panie kolego” – mówi Minich – „Ja wyślę pana wkrótce do Włoch” Ja się oglądam, czy dobrze słyszę. „Wkrótce wyślę pana do Włoch”. Mnie się te Włochy śnią po nocach: tydzień, dwa tygodnie, wreszcie Minich mnie wzywa: „Panie kolego, do Włoch to ja pana nie wyślę, ale dam panu delegację do Muzeum Narodowego w Warszawie”. I tak się skończyło. Stanisławski to był, zupełnie inny typ dyrektora. Nie będę tu dużo mówił w każdym razie. On zaczął pierwszy wprowadzać, do muzeum nowych artystów, takich jak Hasior, Krasiński, którzy rozpoczęli ten nurt, który w muzeum tutaj trwa do dzisiaj a ostatnio wieńczy się, pokazami takich pseudoartystów jak Zbigniew Warpechowski.
Autor:
Natalia Warzywoda
Licencja:
Creative Commons
zgłoś naruszenie zasad