Studencka 1 - życie studenckie
wykonano | 03.08.2011
dodano | 24.08.2015
studencka
,
studia
dodał(a):
Michał Gruda
nam nie przeszkadzało, że to było daleko za miastem, bo było w lesie. Ale było pięknie i wtedy tam żaden, żaden tam ośrodek rekreacyjny, nic tam nie było, Myśmy mieszkali nad samym tym, nad samym tym jednym zbiornikiem wodnym, do którego nawet nie bardzo było chyba dojść jak, to było zarośnięte jakimiś trzcinami, nigdy tam żeśmy się w ogóle nie kąpali i tylko, znaczy co, no, nawet nam i ani, to ja mówię, ani błoto nie przeszkadzało, ani, ani zaspy śnieżne, bośmy sobie jakoś to wszystko radzili, tak jak mówię, jak człowiek młody to, to tego, to idzie. Natomiast jedno, co było, czym ten akademik nie był. Nie był żadnym życiem, żadnym centrum życia, ze tak powiem, towarzysko-kulturalnego, tam nic nie było, żadnych imprez, nie było gdzie, poza tym myśmy tam przyjeżdżali na noc, na tego, w zasadzie tu się, tu się siedziało cały dzień na uni..., na uniwerku w tym, w czytelni, w bibliotekach, bo dlaczego między innymi. Między innymi strasznie było słabe światło. To było takie to, takie to były czasy, kiedy w ogóle te, te były regiony Łodzi, gdzie to się te żarówki ledwo tliły. Pamiętam, że kiedyś, to jest tez taka fajna anegdota, stwierdziliśmy, że kurczę, może byśmy coś sobie ciepłego zrobili na, ciepłego na kolację, mówi, są jajka, mówi, może byśmy sobie jajecznicę usmażyli. No i tak siadł jeden kolega w ogóle gdzieś tam, rozpuścił tego trochę tłuszczu na tym, tego, wbił te jajka, siedzi, siedzi, siedzi, siedzi. Leszek, mnie się wydaje, że zanim się ta jajecznica nam zsiądzie, to nam wystygnie Tak było, to rzeczywiście. Luksusów tam nie było. Były łóżka te, żelazne piętrowe, tam ilu nas mieszkało w pokoju takim, no nie, taki jak ten mniej więcej to stały dwa łóżka podwójne chyba, gdzieś stół taki, pod, pod oknem. No i piec, bo tego, oczywiście innego ogrzewania nie było, to tego, to/ No i był tylko, ja mówię, był tam jakiś lokal administracji, no bo gdzieś musieliśmy klucze zostawiać, właściwie tego już nie bardzo pamiętam. Natomiast był taki opiekun nasz taki, powiedzmy, taki gospodarz, który palił w piecach, gotował kawę w takim dużym, takim dużym, olbrzymim tym zbiorniku i rano jak się szło zwłaszcza, jak nieraz nie było czasu na śniadanie, jak się człowiek napił tej takiej, no, to była zbożowa kawa, ale ciepła, to już coś, już coś, to już coś znaczyło. To już opowiadam jako dowcip, kiedyś na Andrzejki tośmy gdzieś tam jakieś dziewczyny przywieźli, zdaje się, mówię, Andrzejki tam zorganizujemy. I ten nagle zaczął mówić, oj, czekajcie, bo tu się źle dzisiaj pali w piecu, I przychodził co jakieś 15 minut, mówił, oj, bo przepraszam, mówił, że wam tak przeszkadzam, ale ja muszę pilnować tego, bo mi tu zaraz zgaśnie w piecu. Tak to było, czyli on był jednak i aniołem od tego, stróżem od moralności tez był.
Autor:
Ewelina Kurkowska
Licencja:
Creative Commons
zgłoś naruszenie zasad